Drugoligowi piłkarze zakończyli przedłużoną jesień, w trakcie której rozegrali pierwszą rundę sezonu 2017/18 i dwie kolejki rundy rewanżowej. Z dwóch drużyn naszego regionu po 19. meczach zadowolona może być tylko jedna. Przed rozpoczęciem walki o punkty nikt nie wiedział na co stać piłkarzy ŁKS, którzy poprzednie rozgrywki spędzili na trzecioligowych boiskach. Beniaminek walczył jednak bez kompleksów i - co najważniejsze - skutecznie. Efektem takiej postawy jest drugie miejsce w tabeli, na którym łodzianie spędzą zimę. Jeśli utrzymają tę pozycję do końca sezonu, to będą mogli świętować kolejny awans. Znacznie dalej do realizacji tego celu ma PGE GKS, który przed sezonem był uznawany za jednego z głównych kandydatów do walki o 1. ligę.
Niestety, jesienią zespół prowadzony przez Mariusza Pawlaka nie grał na miarę oczekiwań i przerwę zimową spędzi na ósmej pozycji. Bełchatowianie tracą osiem punktów do czwartego miejsca, dającego prawo gry w barażach o wyższą klasę rozgrywkową. Od trzeciej lokaty, premiowanej bezpośrednim awansem, dzieli ich aż 10 oczek. W meczu kończącym tegoroczne zmagania PGE GKS zremisował 1:1 z Garbarnią w Krakowie. Po spotkaniu trener Pawlak żałował dwóch kolejnych straconych punktów. - Było dużo dobrych fragmentów i dużo sytuacji, których nie wykorzystaliśmy. Szkoda, bo sytuacja w tabeli byłaby lepsza. Mamy kilku zawodników ofensywnych, a u niektórych statystyki są mierne. Dlatego jesteśmy tam, gdzie jesteśmy – mówił po meczu Pawlak.
Analizując całą rundę wydaje się jednak, że słaba skuteczność nie była główną przyczyną niskiej pozycji PGE GKS. Była nią natomiast fatalna gra obronna. Zespół z ul. Sportowej zdobył jesienią 30 goli – tyle samo co Siarka Tarnobrzeg i o cztery mniej od prowadzącego w rozgrywkach GKS 1962 Jastrzębie. To najskuteczniejsze drużyny jesiennej części sezonu. Zespół Pawlaka miał jednak ogromne problemy w defensywie. Stracił aż 27 goli i pod tym względem zajmuje piąte miejsce od końca! Przy 11 golach straconych przez lidera i wicelidera oraz 12 na koncie trzeciej w tabeli Warty Poznań defensywne dokonania bełchatowian wyglądają porażająco. Z dziewiętnastu spotkań tylko cztery PGE GKS zakończył na zero z tyłu, a aż osiem razy tracił przynajmniej dwa gole. Efekt widać w tabeli.
W odwrotnej sytuacji jest ŁKS, który nie rozpieszczał kibiców liczbą strzelanych bramek (21), ale był niezwykle konsekwentny w obronie. Dopiero w 18. kolejce łodzianie stracili dwa gole w meczu (2:2 z ROW 1964 w Rybniku), a aż dziesięć razy schodzili z boiska z czystym kontem. Tak było m.in. w Koszalinie, gdzie podopieczni Wojciecha Robaszka wygrali 1:0. Rewanżowe spotkanie z Gwardią było niemal kopią tego, jakie obie ekipy rozegrały w sierpniu w Łodzi. Wówczas ŁKS również wygrał 1:0, a decydującą bramkę w 62. minucie strzelił Jewhen Radionow, który na boisku pojawił się dopiero w drugiej połowie. Podobnie było w rewanżu. Po ośmiu meczach bez gola Ukrainiec usiadł na ławce rezerwowych, którą opuścił w 58. minucie. Siedemnaście minut później po rzucie wolnym i zamieszaniu w polu karnym rywali trafił do siatki, dając gościom komplet punktów.
- Trenerzy przewidzieli, że to będzie trudny mecz z dużą dawką ambicji i agresji. Dlatego posadzili mnie na ławce. Wiedzieli, że będę zły i jak wejdę, to dam trochę czadu. Wiedzieli co robią – podsumował Radionow, który przed zimowym odpoczynkiem zdołał przerwać swoją niemoc strzelecką.
Łodzianie rok 2017 zakończą na drugim miejscu w tabeli, z pięciopunktową stratą do lidera. Bełchatowianie mają 12 pkt. mniej od ŁKS. Jak będzie na koniec sezonu? Odpowiedź na to pytanie otrzymamy po wiosennej części rozgrywek, które zostaną wznowione w pierwszy weekend marca.
Foto: lkslodz.pl













