Tylko jeden punkt w dwóch meczach zdobyli reprezentanci naszego regionu w inauguracyjnej kolejce 2. ligi. Debiutujący w tych rozgrywkach Łódzki Klub Sportowy przed własną publicznością bezbramkowo zremisował z drużyną ROW 1964 Rybnik. Jeszcze mniej powodów do zadowolenia mieli gracze PGE GKS Bełchatów, którzy w Stargardzie Szczecińskim ulegli 1:2 Błękitnym. Z pewnością nie był to start, o jakim marzyli kibice obu klubów...
- Wychodziliśmy na boisko z nastawieniem zdobycia trzech punktów. Do przerwy byliśmy zespołem lepszym, mieliśmy pomysł na grę. Może nie mieliśmy stuprocentowych okazji, jednak przeprowadziliśmy kilka fajnych akcji. Niestety, zabrakło ostatniego podania. Początek drugiej połowy nie był najlepszy w naszym wykonaniu, natomiast pod koniec meczu ruszyliśmy do grania piłki ofensywnej, bo naszym celem były trzy punkty - powiedział po meczu z rybnickim zespołem Jacek Janowski, pełniący obowiązki pierwszego trenera ŁKS.
Z tym pomysłem na grę w pierwszej połowie spotkania było jednak znacznie gorzej, niż przedstawiał to na konferencji prasowej szkoleniowiec gospodarzy. Przyjezdni przed przerwą skupili się na zabezpieczeniu własnej bramki, a uważna gra w obronie całkowicie sparaliżowała ofensywne poczynania łodzian. Zespół z al. Unii był wprawdzie częściej przy piłce, ale z wymiany podań niewiele wynikało. W ŁKS nie było piłkarza, który udanym dryblingiem byłby w stanie rozerwać linię obrony rywali i stworzyć przewagę pod bramką rybniczan. Łodzianie grali statycznie, wolno, przewidywalnie i często bardzo niedokładnie. Do tego nie mieli żadnego straszaka z przodu, a zagubiony między obrońcami Jewhen Radionow wyglądał tak, jakby na boisko został wysłany za karę. Nic dziwnego, że tak grający beniaminek nie tylko nie oddał celnego strzału na bramkę rywali, ale nie stworzył też żadnej groźnej sytuacji.
Nieco lepiej było po przerwie, jednak największy wpływ na zmianę obrazu gry miała odważniejsza postawa gości. Podopieczni Piotra Piekarczyka zdecydowali się powalczyć o komplet punktów i szybko stworzyli sobie kilka dogodnych okazji do strzelenia gola. Tylko dobrej postawie Michała Kołby ŁKS zawdzięcza zachowanie czystego konta. Dzięki ofensywniejszej postawie ROW-u nieco luźniej zrobiło się pod bramką rybniczan, co pozwoliło gospodarzom stworzyć pod nią jakieś zagrożenie. Łukaszowi Zagdańskiemu zabrakło jednak kilku centymetrów do wepchnięcia piłki do siatki, Piotr Pyrdoł trafił w słupek, a Tomasz Margol w polu karnym nie zdołał uwolnić się spod opieki obrońcy. - Szkoda tej sytuacji, bo mogłem to strzelić i byśmy cieszyli się z trzech punktów, a nie z jednego. Zawodnik z Rybnika trochę mnie jednak przytrzymał. Generalnie potwierdzę to, co powiedział trener. Pierwsza połowa była pod naszą kontrolą, drugą zaczęliśmy słabiej. Rybnik miał wówczas dwie sytuacje, ale dużym kunsztem wykazał się nasz bramkarz. Z czasem odzyskaliśmy kontrolę nad spotkaniem. Wszedł Gamrocik, rozruszał naszą grę i końcowe minuty znów należały do nas - podsumował Margol.
Żadnego punktu nie przywieźli do Bełchatowa piłkarze PGE GKS, którym zespół Błękitnych Stargard Szczeciński zaczyna już bardzo źle się kojarzyć. W sobotę odbył się trzeci oficjalny pojedynek tych drużyn i po raz trzeci triumfowała ekipa z Wybrzeża. Miłych wspomnień ze stadionu w Stargardzie nie ma również trener bełchatowian Mariusz Pawlak. - Nie wiem, kiedy nastąpi moment, w którym będę mógł z uśmiechem zasiąść tu na pomeczowej konferencji i powiedzieć dobre słowa. Na tym stadionie to już chyba czwarta porażka prowadzonego przeze mnie zespołu. To dla mnie trudny teren. Wiemy jednak, że to tylko piłka i kiedyś to się odwróci - powiedział po porażce 1:2 Pawlak.
Jego podopieczni już na przerwę schodzili ze stratą jednego gola. W 32. minucie strzelił go Mateusz Węsierski. Po zmianie stron goście dążyli do wyrównania, jednak nie ustrzegli się kolejnego błędu, opłaconego utratą bramki. W 55 min. po rzucie rożnym i główce Tomasza Pustelnika piłka trafiła w poprzeczkę, jednak goście nie byli w stanie zażegnać niebezpieczeństwa i po dobitce Grzegorza Szymusika stracili drugiego gola. Warto podkreślić, że autorami obu bramek dla Błękitnych byli młodzieżowcy.
Na otarcie łez bełchatowskiej ekipie pozostało honorowe trafienie z 79 minuty, które na swoim koncie zapisał Dawid Flaszka. - Pierwsze 15-20 minut było dobre w wykonaniu mojego zespołu. Widzieliśmy, że linia obrony Błękitnych stała dość wysoko i chcieliśmy to wykorzystać. Dwa, trzy razy brakowało jednak dobrego dogrania i wyjścia z akcją sam na sam. Potem było już gorzej. Nie zagraliśmy tak, jak to planowaliśmy, jak to miało miejsce w Pucharze Polski. Paru zawodników miało dużo słabszych fragmentów i choć niektórzy prezentowali się naprawdę solidnie, to jednak nie mieli wsparcia. Szkoda straconych punktów, ale liga dopiero się zaczyna i zrobimy wszystko, by to odrobić w kolejnym meczu - zakończył Pawlak.
Najbliższą okazję do rehabilitacji jego podopieczni będą mieli w sobotę 5 lipca. Tego dnia na własnym stadionie PGE GKS zmierzy się z Garbarnią Kraków. Spotkanie rozpocznie się o godz. 19. Dwie godziny wcześniej na obiekcie przy al. Unii Lubelskiej 2 w Łodzi piłkarze ŁKS przystąpią do walki z Gwardią Koszalin, która w pierwszej kolejce wygrała 2:1 ze Zniczem w Pruszkowie. Garbarnia rozpoczęła rozgrywki od wyjazdowej porażki 0:1 z Radomiakiem Radom.
Foto: gksbelchatow.com













