Niezwykle emocjonujące były końcówki spotkań w Pruszkowie i Bełchatowie, gdzie w ósmej kolejce 2. ligi o punkty walczyli piłkarze ŁKS i PGE GKS Bełchatów. Łodzianie na pięć minut przed końcem meczu ze Zniczem stracili prowadzenie, jednak tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego zapewnili sobie komplet punktów. Odmienne nastroje panowały w Belchatowie, gdzie gospodarze długo nie mogli pokonać bramkarza Legionovii. Sztuki tej dokonali w 82. minucie, ale nie doczekali się zwycięskiej fety. Zespół z Legionowa w 90. minucie odrobił stratę i do domu wrócił z jednym punktem.
W zespole z Pruszkowa gra obecnie trzech zawodników mających za sobą występy w ŁKS. Dwóch z nich (Piotr Klepczarek II i Marcin Smoliński) rozpoczęło mecz w wyjściowej jedenastce Znicza. W pierwszej połowie razem z kolegami z zespołu nie mogli jednak znaleźć recepty na dobrze grających łodzian. Goście już w 10. minucie objęli prowadzenie. Bartosz Widejko z lewej strony dośrodkował w pole karne, a Jewhen Radionow głową skierował piłkę do bramki. Był to piąty gol zdobyty tym sezonie przez ukraińskiego napastnika.
Później powtórzył się scenariusz znany już z kilku wcześniejszych spotkań. Zespół prowadzony przez Wojciecha Robaszka miał inicjatywe, kontrolował przebieg wydarzeń na boisku, ale w najmniej spodziewanym momencie popełnił prosty błęd, po którym bezradni do tej pory rywale strzelili gola. W 85. minucie zrobił to trzeci z byłych ełkaesiaków - rezerwowy Patryk Kubicki. Tym razem łódzki beniaminek nie musiał jednak rozpamiętywać głupio straconych punktów. W doliczonym czasie gry przed polem karnym nieprzepisowo został zatrzymany Łukasz Zagdański, który chwilę wcześniej zmienił Radionowa. Do piłki ustawionej ok. 25 metrów od bramki Znicza podszedł Przemysław Kocot, zagrał krótko do Maksymiliana Rozwandowicza a ten popisał się efektownym uderzeniem, po którym futbolówka zatrzymała się w siatce. - Walka do ostatnich minut i Pruszków zdobyty. Pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną - tak wygraną ze Zniczem podsumował Widejko.
Znacznie mniej powodów do zadowolenia mieli w tej kolejce zawodnicy PGE GKS. Bełchatowianie niemiłosiernie męczyli się z Legionovią, która w sześciu wcześniejszych starciach (zespół z Mazowsza ma jeden mecz zaległy) zdobyła sześć punktów. I średnią jednego oczka na spotkania utrzymała w Bełchatowie. Zrobiła to w ostatniej minucie, gdy niepilnowany Mikołaj Grzelak doprowadził do remisu. Osiem minut wcześniej Patryk Rachwał wykorzystał rzut karny, podyktowany za faul na Dawidzie Flaszce.
Dla bełchatowian był to czwarty w tym sezonie mecz na własnym boisku i zarazem pierwszy, po którym więcej powodów do zadowolenia mieli goście. Trzy wcześniejsze spotkania przy ul. Sportowej kończyły się bowiem wygranymi gospodarzy. - Nie jesteśmy zadowoleni z tego remisu. Zakładaliśmy zdobycie na własnym boisku kolejnych trzech punktów, ale zwycięstwo wymknęło nam się w końcówce. Szkoda, bo powinniśmy utrzymać ten wynik do końca - powiedział po meczu trener PGE GKS Mariusz Pawlak.
Po ośmiu kolejkach w 2. lidze nadal są trzy zespoły bez porażki. W tym gronie znajdują się: GKS 1962 Jastrzębie, Radomiak Radom (po 20 pkt.) i ŁKS (16). W tabeli łodzian wyprzedza jeszcze Warta Poznań (18), która w niedzielę w Rzeszowie zagra ze Stalą Stalowa Wola. Zespół z Bełchatowa z dorobkiem 13 pkt. jest na miejscu piątym. W niedzielę 17 września bełchatowianie przyjadą do Łodzi na mecz z ŁKS. Spotkanie rozpocznie się o godz. 16.30.
Foto: gksbelchatow.com













