W sobotę 30 lipca piłkarze PGE GKS Bełchatów na własnym stadionie zainaugurują nowy sezon. W pierwszym meczu spadkowicz z I ligi będzie podejmował Olimpię Zambrów. Dla Michała Antczaka będzie to ligowy debiut w roli prezesa bełchatowskiego klubu.
Pracę w GKS rozpoczął pan 11 lat temu. Czy przychodząc na Sportową spodziewał się pan, że zostanie prezesem klubu?
Michał Antczak: - To była moja druga stała praca, więc trudno, by moje myśli wybiegały wówczas tak daleko. Po przyjściu do GKS przede wszystkim musiałem się skupić na organizacji biura prasowego, a przez te wszystkie lata dzień po dniu dokładnie poznawałem klub od środka. Ta wiedza teraz się przydała.
W dwóch minionych sezonach GKS przypominał tonący okręt, którym próbowało sterować aż czterech kapitanów. Żadnemu nie udało się powstrzymać katastrofy i klub w ekspresowym tempie spadł z ekstraklasy do II ligi. Mimo tak trudnej sytuacji zdecydował się pan objąć stanowisko prezesa. Dlaczego?
- To był impuls. Przez tyle lat zarówno ja, jak i wiele innych osób pracujących przy Sportowej przeżyło dobre momenty i sukcesy, ale też smutki związane ze spadkami, czy borykaniem się z pozasportowymi problemami. W podjęciu tej decyzji pomogło mi więc poczucie odpowiedzialności za GKS i przekonanie, że są ludzie i instytucje chcące w tej trudnej sytuacji pomóc klubowi.
Jakie były najważniejsze problemy, które musiał pan rozwiązać po objęciu nowej funkcji?
- Przede wszystkim należało wybrać sztab szkoleniowy i rozpocząć budowę nowego zespołu, który po spadku podjąłby skuteczną walkę w II lidze. Trzeba to było zrobić z głową, a czasu nie było zbyt wiele. Do tego dochodziły dziesiątki spraw, o których kibice nie wiedzą, a które wpływają na funkcjonowanie klubu i właściwe wejście w sezon. No i oczywiście kwestie zadłużenia oraz poszukiwania nowych źródeł finansowania.
Jeszcze przed końcem sezonu 2015/16 pojawiły się głosy, że po spadku PGE GKS nie zacznie kolejnych rozgrywek w II lidze i będzie grał w jeszcze niższej klasie. Było takie zagrożenie?
- Tak, mówiło się o tym. Nasza sytuacja jest trudna i to żadna tajemnica. Nad klubem ciążą starsze zobowiązania, a spadek nie pomaga w ustabilizowaniu sytuacji finansowo-organizacyjnej. To m.in. dlatego zbudowaliśmy teraz pierwszą drużynę za dużo mniejsze pieniądze, choć wcale nie musi to być zespół słabszy od tego, jaki mieliśmy wiosną.
W tej chwili nie ma zagrożenia, że wspomniane problemy organizacyjno-finansowe nie pozwolą wam dotrwać do końca nowego sezonu?
- Staramy się przekonywać jak najwięcej podmiotów i osób, że wspólnymi siłami będziemy w stanie wyjść z kłopotów. Cały czas szukamy oszczędności na różnych polach. Kończymy prace nad nową umową z dotychczasowym sponsorem strategicznym, ale rozmawiamy też z innymi spółkami. Mamy również deklaracje o pomocy od naszych samorządów. Więcej na razie nie mogę powiedzieć.
Jakie zadania postawiliście przed nowym sztabem szkoleniowym?
- Zawsze powinno się stawiać jak najwyższe cele. Pamiętajmy jednak, że startujemy z trzema minusowymi punktami, a zespół dopiero się zgrywa. Co nie oznacza, że nie można myśleć o czymś więcej, niż tylko o tzw. spokojnym utrzymaniu. Uważam, że ten zespół stać na dobry wynik po rundzie jesiennej. Po niej dokonana zostanie pełna weryfikacja możliwości drużyny. Dla każdego z nas, w tym sponsorów, marzeniem byłby powrót do I ligi…
Przed rozpoczęciem nowych rozgrywek podjęliście decyzję, że na meczach ligowych trybuna południowa stadionu przy ul. Sportowej będzie zamknięta. Życie pokazuje, że obiekty nieużywane niszczeją szybciej, niż te użytkowane. Nie obawiacie się, że starty spowodowane tą decyzją będą wyższe niż ewentualne oszczędności?
- To rozwiązanie tymczasowe. Decyzja wyniknęła z realnej oceny sytuacji po spadku do II ligi oraz z rachunku finansowego. Rozmowy z kibicami w tej kwestii były prowadzone już wcześniej. W przypadku rosnącego zainteresowania pomyślimy jednak o ewentualnym otwarciu trybuny południowej.
Od wielu lat graliście w strojach firmy Adidas. Dlaczego teraz zdecydowaliście się na zmianę i będziecie występować w sprzęcie Keeza?
- Jak co roku przed nowym sezonem zebraliśmy oferty na sponsoring techniczny. Najciekawszą propozycję złożył Tomadex, producent marki Keeza. To firma z regionu łódzkiego, która już od dłuższego czasu próbowała wejść do GKS. Postanowiliśmy dać jej szansę. Postawiliśmy na coś nowego, co powinno spodobać się kibicom i przynieść korzyści klubowi.
Do tej pory GKS był praktycznie piłkarskim monopolistą w Bełchatowie. Teraz dzielą was zaledwie dwie klasy rozgrywkowe od Zjednoczonych, którzy już w poprzednim sezonie zgłaszali trzecioligowe ambicje. Czy pojawienie się lokalnego rywala ma jakiś wpływ na waszą działalność?
- Jesteśmy nastawieni na współpracę, a nie rywalizację. To prawda, że w poprzednim sezonie nasz drugi zespół długo walczył o awans także ze Zjednoczonymi, a spotkania z United miały charakter małych derbów. To na pewno ciekawa sprawa dla kibiców. Musi cieszyć, że po wielu latach innemu klubowi udaje się wejść na wyższy poziom i pokazać na nim ciekawych zawodników. To miejsce, gdzie grają m.in. byli gracze GKS. Jak widać po Bartku Kondrackim, mogą się tam wypromować.
Dlaczego trenerów do grup młodzieżowych szukacie za pośrednictwem ogłoszeń na stronie internetowej?
- To decyzja wynikająca z wakatów. Mamy kilkanaście grup młodzieżowych i potrzebujemy wykwalifikowanych trenerów, także spoza Bełchatowa.
Co czeka GKS w najbliższej przyszłości?
- Czy w piłce można tak naprawdę coś przewidzieć? Wierzę, że dzięki szerokiej współpracy i pomocy, uda się ustabilizować sytuację w klubie, zatrzymać złą passę i pokazać, że PGE GKS Bełchatów to nadal marka, która przyciąga ciekawych zawodników. Chcemy wypromować tych najbardziej utalentowanych i odbudować nadszarpnięty ostatnio wizerunek. Poza tym w 2017 roku klub będzie obchodził 40-lecie funkcjonowania. Dobrze byłoby mieć wtedy powody do radości.
Dziękuję za rozmowę.
Opracował: Marcin Durasik













