Po dwa zwycięstwo i porażki oraz jeden remis zanotowali nasi trzecioligowcy w siódmej kolejce grupy I. Z trzech punktów cieszyli się zawodnicy prowadzącej w rozgrywkach Lechii Tomaszów Mazowiecki oraz drugiego w tabeli Widzewa. Zajmujący trzecią lokatę Sokół Aleksandrów Łódzki podzielił się punktami z Polonią Warszawa. Pelikan i Warta przegrały swoje mecze. Zespół z Łowicza jest na dwunastej pozycji, a beniaminek z Sieradza na piętnastej.
Lider z Tomaszowa był zdecydowanym faworytem konfrontacji z outsiderem rozgrywek. Przed przyjazdem na stadion Lechii zespół GKS Wikielec nie miał na koncie żadnego punktu. I taki stan utrzymał się po niedzielnym starciu. Gospodarze wygrali 2:0, rozstrzygając losy spotkania już przed przerwą. Pierwsza bramka padła w 6. minucie, a w pokonaniu golkipera gości piłkarzy Lechii wyręczył obrońca GKS. Po zagraniu Jakuba Rozwandowicza niefortunną interwencję zaliczył Arkadiusz Koprucki, który wślizgiem posłał piłkę do własnej bramki. Wynik został ustalony pół godziny później. Po silnym strzale Artura Golańskiego Kamil Bruchajzer odbił piłkę przed siebie, a Kamil Szymczak skorzystał z prezentu i głową zdobył drugiego gola dla gospodarzy. Po ostatnim gwizdku sędziego trener Lechii Bogdan Jóźwiak nie ukrywał jednak, że jest zadowolony wyłącznie z wyniku.
- Było to nasze najsłabsze spotkanie. Źle wyglądaliśmy pod względem piłkarskim i motorycznym. To było widać. Może do tego zjadła nas też trochę presja związana z tym, że graliśmy z drużyną mającą zero punktów i kibice oczekiwali od nas brasiliany oraz strzelenia pięciu, sześciu goli. Tu przyjechał jednak zespół, który wcześniejsze mecze przegrywał nieraz po błędnych decyzjach sędziego lub własnej nieskuteczności. Cieszę się, że przy naszej słabszej postawie potrafiliśmy zdobyć trzy punkty. To się liczy. Cały czas jesteśmy w czołówce i na razie wygląda to dobrze - powiedział Jóźwiak.
Punkt straty do Lechii mają zawodnicy Widzewa, którzy musieli się mocno namęczyć, by na stadionie przy al. Piłsudskiego pokonać Olimpię Zambrów. Jedyna bramka meczu padła w doliczonym czasie gry, a szczęśliwym strzelcem okazał się Kacper Falon. Golem 20-latek sprawił sobie urodzinowy prezent, ucieszył kibiców Widzewa i pogrążył swój były zespół. Goście długo nie mogli się pogodzić z porażką, gdyż ich zdaniem bramka padła ze spalonego. Arbiter uznał jednak, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami i widzewiacy mogli się cieszyć z szóstej wygranej z rzędu.
- Najważniejsze jest to, że wygraliśmy. Wkrótce nikt nie będzie pamiętał, czy mieliśmy w tym meczu jedną, dwie czy więcej sytuacji. Mamy w drużynie wielu młodych chłopaków, do których trzeba mieć sporo cierpliwości. Próbuję ją z siebie wydobyć. W tej chwili mogę już powiedzieć, że dobrze poznałem trzecią ligę. To bardzo trudne rozgrywki - powiedział trener Widzewa Franciszek Smuda.
Czołowa dwójka w tej kolejce nie zachwyciła, ale zdobyła po trzy punkty. Jednym musiał się natomiast zadowolić trzeci w tabeli Sokół, który w Warszawie bezbramkowo zremisował z Polonią. - Po tym meczu chyba w obu drużynach jest niedosyt, bo każdy liczył na zwycięstwo. Moim zdaniem z przebiegu spotkania wynik jest jednak sprawiedliwy. Mecz nie obfitował w sytuacje bramkowe, ale był rozgrywany na solidnym trzecioligowym poziomie. Pierwszą połowę przespaliśmy w ofensywie. Utrzymywaliśmy się przy piłce i oddalaliśmy zagrożenie sprzed własnej bramki, ale po stronie rywala nie potrafiliśmy nic groźnego skonstruować. W drugiej połowie pod tym względem było już lepiej. Gola jednak nie strzeliliśmy, ale cieszymy się, że również rywalom to się nie udało - tak o spotkaniu w stolicy opowiadał szkoleniowiec Sokoła Piotr Kupka.
Żadnych powodów do radości nie mieli natomiast trenerzy Pelikana i Warty. Łowiczanie w fatalnych nastrojach wracali z Łomży, gdzie mierzyli się z ŁKS 1926. Goście dwukrotnie obejmowali prowadzenie, jednak to gospodarze zgarnęli pełną pulę. Przesądził o tym gol Rafała Maćkowskiego, który w 80. minucie wykorzystał rzut karny, podyktowany za zagranie ręką. Wcześniej zespół z Łomży dwa razy odrabiał straty. Pelikan objął prowadzenie w 7. minucie, po strzale Roberta Kowalczyka. Trzy minuty przed przerwą do remisu doprowadził Paweł Wasiulewski. Niespełna 120 sekund po zmianie stron goście znów mieli powody do radości. Na strzał zza pola karnego zdecydował się Michał Wrzesiński i pokonał bramkarza. Niestety, w 66. minucie po raz drugi w tym meczu przyjezdni po stałym fragmencie gry nie upilnowali Wasiulewskiego, a obrońca z Łomży znów okazał się skutecznym egzekutorem. Później był wspomniany już rzut karny i Pelikan wrócił do Łowicza bez punktów.
Z takim samym dorobkiem zakończyła występ Warta, która w Sieradzu przegrała 0:2 z Huraganem Morąg. Pierwsza połowa dawała jeszcze gospodarzom nadzieję na korzystny rezultat, jednak po przerwie goście zadali dwa ciosy (Joao Criciuma 46, Paweł Galik 71), po których beniaminek już się nie podniósł. - Rozegraliśmy kolejne słabe spotkanie, po którym musimy wszystko dokładnie przeanalizować. Tak dalej być nie może. Po w miarę udanym początku spotkania zostaliśmy zepchnięci pod własne pole karne, a goście stworzyli sobie kilka groźnych sytuacji. My przed przerwą mieliśmy jedną. W drugiej połowie dostaliśmy bramkę już po 40 sekundach gry i w tym momencie rozleciały się wszystkie założenia na tę część meczu. Musieliśmy gonić wynik, jednak nic z tego nie wyszło - podsumował trener Warty Łukasz Markiewicz.
Po siedmiu kolejkach Lechia z dorobkiem 19 pkt. otwiera tabelę grupy I. Drugą pozycję zajmuje Widzew (18), a trzeci jest Sokół (16). Za trójką z naszego regionu plasują się: Ursus Warszawa (14) i Huragan (13). Dwunasty Pelikan zgromadził 9 oczek, piętnasta Warta - 5. W następnej serii spotkań 16 września Lechia pojedzie do Łowicza na mecz z Pelikanem (godz. 16.30), Widzew zagra w Morągu z Huraganem (13), a Warta w Warszawie zmierzy się z Ursusem (17). Dzień później Sokół podejmie rezerwy warszawskiej Legii (11).
Foto: lechia1923.pl













