W 12. kolejce grupy I trzeciej ligi rozegrano m.in. derby Łodzi, w których lider rozgrywek ŁKS podejmował RTS Widzew - trzeci zespół w tabeli. Spotkanie zakończone wynikiem 2:2 cieszyło się ogromnym zainteresowaniem nie tylko w kraju, ale też za granicą. Poniżej zamieszczamy relację z meczu zamieszczoną na stronie portalu Łączy nas piłka.
Warto było czekać cztery lata na derby Łodzi. Kolejny pojedynek Łódzkiego Klubu Sportowego z Widzewem Łódź jak zwykle dostarczył wielu emocji. Wyrównująca bramka dla ŁKS-u padła w doliczonym czasie gry. Długo będzie mówić się także o rzadkim wyczynie golkipera Widzewa.
Komplet widzów na trybunach (ponad pięć tysięcy), mecz w ogólnodostępnej telewizji (TVP 3), oprawa rodem z Ekstraklasy, dwie uznane marki i łącznie sześć mistrzostw Polski – to musiało się udać. I rzeczywiście, 63. w historii mecz pomiędzy ŁKS-em a Widzewem, swoją dramaturgią nawiązał do bogatej historii obu klubów.
Bramkarz cichym bohaterem
Emocji było co niemiara, chociaż pierwsza połowa wcale tego nie zapowiadała. ŁKS prowadził 1:0, kontrolował grę, Widzew nie był w stanie nic zrobić. Wystarczyły dwa błędy defensywy gospodarzy niedzielnego meczu, błysk bramkarza Widzewa Michała Chorosia i zespół Marcin Płuski niespodziewanie wyszedł na prowadzenie. Jeszcze wcześniej w słupek uderzył Daniel Mąka, który gola na 1:1 zawdzięcza asyście od... własnego bramkarza. Choroś zaliczył także asystę drugiego stopnia przy trafieniu Mateusza Michalskiego! Potem była czerwona kartka dla Kamila Tlagi oraz próba rozpaczliwych ataków ŁKS-u.
Gdy wydawało się, że 63. derby Łodzi zakończą się wygraną widzewiaków, w euforię kibiców na Stadionie Miejskim wprawił Maksym Kowal. 2:2! Wielu obserwatorów pojedynku po ostatnim gwizdku przyznało, że choć był to mecz na czwartym poziomie rozgrywek w Polsce, to ładunkiem emocji, zwrotem akcji i atmosferą śmiało może równać ze spotkaniami o jedną, a nawet dwie klasy wyżej! Na pewno nikt tego popołudnia nie miał prawa się nudzić.
– Można powiedzieć, że w pierwszej połowie zostaliśmy zdominowani. Nie graliśmy tak, jak chcieliśmy, wyglądało to źle. Na analizę przyjdzie czas w tygodniu. Będąc tutaj nie rozegrałem wraz z drużyną tak słabych 45 minut. Miejmy nadzieję, że to się nie powtórzy. Co do drugiej połowy, chcieliśmy jak najszybciej zresetować głowy. Szybko odrobiliśmy straty, mogliśmy nawet przy większym moim szczęściu szybciej wyjść na prowadzenie – powiedział Mąka.
Wynik spotkania otworzył najskuteczniejszy strzelec ŁKS-u Jewhen Radionow. Ukrainiec ma w tym sezonie na koncie już siedem trafień. – Szkoda mi tego meczu. Gdybyśmy go przegrali, nie uwierzyłbym. Jeżeli będziemy grali tak dalej, to wszystko będzie dobrze – mówił Radionow.
Z punktu widzenia tabeli remis więcej daje piłkarzom ŁKS-u, którzy zachowali pięciopunktową przewagę nad lokalnym rywalem. – Po przerwie szybko straciliśmy gola, wkradła się nerwowość i chaos. Z tej gry nie możemy być zadowoleni. Natomiast po raz kolejny chciałbym podziękować zawodnikom za grę do końca i za to, że uratowali punkt. Ponownie Maksym Kowal sprawdził się jako ratownik w naszej ekipie. Pozostaje szanować punkt zdobyty z Widzewem – skomentował trener Łódzkiego Klubu Sportowego, Marcin Pyrdoł.
Jego zespół stracił nie tylko dwa punkty, ale także potroił ilość straconych bramek. Przed derbami ŁKS dał sobie wbić tylko jednego gola, w tym żadnego u siebie!
Dziennikarze zza granicy
Warto dodać, że był to 24. remis w historii rywalizacji obu klubów, a także pierwszy mecz na poziomie III ligi. Spotkanie, którym niegdyś żyła cała piłkarska Polska, wciąż ma w sobie wyjątkową magię. Świadczy o tym obecność na trybunach dziennikarzy m.in. z Niemiec, Anglii, Ukrainy i Litwy. Pojawili się także byli zawodnicy obu drużyn. W dodatku spotkanie poprowadził nasz sędzia międzynarodowy, Paweł Raczkowski.
W 63. derbach Łodzi zagrało dwóch piłkarzy pamiętających czasy ekstraklasowej rywalizacji ŁKS-u z Widzewem. To Adrian Budka i Princewill Okachi. Bramkę na wagę remisu zdobył piłkarzy, który rok temu pojawił się na testach w... Widzewie. Ostatecznie zawodnik nie został zgłoszony do rozgrywek, a dziś jego nazwisko jest na ustach wszystkich fanów ŁKS-u. To tylko pokazuje, że piłka bogata jest w różne ciekawe historii. A tej, w przypadku łódzkich rywali, nigdy nie brakowało.
– Wierzę w powrót ŁKS i Widzewa do wielkiej piłki i oby stało się to jak najszybciej. To kluby, w których jest potencjał do odbudowy w postaci kibiców. Świadczy o tym fakt, że oba natychmiast po upadku, reaktywowały się za sprawą sympatyków – mówił jeszcze przed meczem Maciej Terlecki, który zaliczył pięć występów w derbach jako piłkarz ŁKS-u i pięć jako zawodnik Widzewa.
Piotr Wiśniewski













