Każdy największy stadion na świecie ma swoją nazwę. Wembley, Maracana, Nou Camp, Łużniki, Velodrome, Parc des Princes, Old Trafford - nazwy często nieoficjalne formalnie, ale od lat obecne w świadomości kibiców i w mediach, bo mało kogo interesuje, jaka jest pełna nazwa spółki, zarządzającej stadionem Wembley i nawet członkowie KC KPZR nie mówili, że idą na stadion imienia Lenina, bo zawsze chodzili na Łużniki.
Akurat w Polsce tradycji nazywania stadionów nie ma, a Stadion Śląski i Stadion Dziesięciolecia są w tym względzie wyjątkami. Chodziło się na Legię, Górnika, Widzew, ŁKS, albo na Bułgarską w Poznaniu - tu adres był ważny, bo za mojej pamięci Lech grał aż na trzech obiektach. Czasami właściciele stadionu chcieli aż za dobrze, bo trudno spodziewać się od mieszkańców Konina, by umawiali się na mecz na stadionie im. Złotej Jedenastki Kazimierza Górskiego (taka jest oficjalna nazwa obiektu), a na obecną modę na “sprzedawanie” nazw obiektów sponsorującym firmom można tylko wzruszyć ramionami, bo kibice ich nie używają i tylko media z wiernopoddańczą czołobitnością piszą o PGE Arenie, Pepsi Arenie itp., łamiąc nie tylko zasady zdrowego rozsądku, ale i polskiej gramatyki.
Polska piłka nożna odróżnia się na korzyść na tle Europy, a nawet świata, pod jednym względem: urozmaiconymi, pełnymi fantazji, a także historycznych i geograficznych odniesień nazwami klubów. Nawet ŁKS, zwykły skrót banalnej nazwy Łódzki Klub Sportowy, jest w tym kontekście oryginalny i rozpoznawalny, odróżniający się od innym “KS-ów” owym “Ł” właśnie. Nadawanie stadionom i boiskom odrębnych nazw nie było w zasadzie potrzebne, bo wystarczyło powiedzieć: “Idę na Legię, Gwardię, Olimpię, Polonię, Ruch czy Wisłę”, by precyzyjnie wyznaczyć cel wyprawy na mecz. Nie przyjmowały się nazwy polityczne, bo nigdy na przykład nie słyszałem, by ktoś mówił o meczu na “Stadionie XXV-lecia PRL” w Piotrkowie i nawet patronat Ernesta Pohla nie odmienił stadionu Górnika w Zabrzu. Pomysłu o nadaniu imienia Ludwika Sobolewskiego stadionowi Widzewa nikt nie podchwycił i tylko “Przegląd Sportowy” nie wiedzieć czemu w swoich “skarbach kibica” przed każdym sezonem używa tego miana, chociaż formalnie stadionowi nigdy go nie nadano.
Dzisiaj, gdy większością obiektów sportowych w Łodzi i w wielu innych miastach zawiadują miejskie ośrodki sportu i rekreacji, jest szansa by ożywić tę nudną, skostniałą nomenklaturę. Dziwi mnie i martwi takie bezrozumne, neofickie odcinanie się od tradycji, a skandalem było zdjęcie tablicy z nazwą “Stadion ŁKS” z obiektu przy al. Unii i przemalowanie go z biało-czerwonych na niebiesko-żółte barwy “mosirowskie” niemal na drugi dzień po przejęciu obiektu przez miasto.
Widzę szansę, by to nadrobić i dlatego składam niniejszym propozycję nadania, a właściwie przywrócenia, albo jeszcze lepiej - formalnego usankcjonowania i tak już istniejących w społecznej świadomości nazw łódzkich stadionów! Jaka by to była lekcja tradycji, bo niektórych klubów już zresztą nie ma. Ale przecież stadion na Minerskiej to dla wszystkich kibiców nie “stadion miejski MOSiR”, a “Kolejarz”, w parku na Zdrowiu nie tylko dla mojego pokolenia dalej działa “Energetyk”.
Właśnie tak, nie stadion Kolejarza, Łodzianki, Energetyka, Widzewa czy Orła, a “Kolejarz”, “Orzeł”, “Start”, “Energetyk”, “Łodzianka”, “Budowlani“, “ŁKS” “Widzew”, mój “Orkan” na Wołowej, jeśli się kiedyś odrodzi. Myślę, że nawet dyrektor Stępień z SMS nie będzie miał nic przeciwko temu, by obiekty, które odbudował i którymi teraz zarządza, znów nosiły nazwę “Włókniarz”, na pamiątkę tych, co ten stadion kiedyś budowali i na niego pracowali.
Ta propozycja nie dotyczy zresztą tylko Łodzi. Wiosną się będzie pewnie pisać, że Widzew gra na Stadionie Miejskim w Piotrkowie, ale przecież wszyscy kibice i tak wiedzą, że to “Concordia”, nazwa nawet nie tylko znaczeniowo (po łacinie - “zgoda”), ale i dźwiękowo ładniejsza od “Nou Camp”, bo to po kataloński tylko “nowy stadion”. Niech mi nikt nie zawraca głowy “Mosirem” w Zgierzu, bo od dzieciństwa jeździłem na hokej i piłkę na “Borutę” i tej nazwy będę zawsze używał. W Sieradzu zawsze będzie “Warta”, a w Skierniewicach “Unia”, niezależnie od aktualnej sytuacji organizacyjnej i wpisu do rejestru stowarzyszeń albo KRS. W Pabianicach też jest “Włókniarz”, póki co zarośnięty trawą i chwastami obiekt wstydu władz tego miasta, w Łowiczu “Pelikan”, a w Tomaszowie “Lechia”. Niech piękny nowy stadion w Aleksandrowie nazywa się “Sokół”, a nie bezdusznie “Stadion MOSiR”, bo taka nazwa podoba się pewnie tylko głównemu księgowemu (oczywiście jeśli nie jest kibicem i sportem się nie interesuje).
Kolegów z mediów zachęcam do używania tych nazw w zapowiedziach i w relacjach, młodszym kibicom przypominam w ten sposób, gdzie chodzili na mecze ich rodzice i dziadkowie, administratorów obiektów zachęcam do podtrzymywania tradycji, które na polu czysto sportowym w wielu przypadkach umarły. Pamiętajmy, że historia nie zaczyna się wtedy, gdy my sami pojawiliśmy się w danym miejscu. Wcześniej już coś tam było i z powodzeniem funkcjonowało. Nie można o tym zapominać, bo to nie tylko przeszłość, ale i nasza teraźniejszość.
Wojciech Filipiak
PS. Już po napisaniu powyższego tekstu przekonałem się, że nie tylko ja myślę w ten sposób. W opublikowanej przez “Gazetę Wyborczą” rozmowie z dyrektorem MOSiR w Łodzi Radosławem Podogrockim przeczytałem, że Widzew podczas budowy nowego stadionu będzie trenował na “Łodziance”. Brawo, panie dyrektorze! Wykonanie kilku nowych tablic z takimi nazwami na pewno nie będzie kosztowną inwestycją dla pańskiej firmy.













