Nasza Piłka: Kadrę ŁZPN biorącą udział w X edycji rozgrywek UEFA Regions Cup prowadzisz z Michałem Bistułą i Bogdanem Jóźwiakiem. Jak pracuje się w trzyosobowym zespole?
Łukasz Bartczak – W tym zespole pracowało się super. Ofertę objęcia tej drużyny otrzymałem od władz ŁZPN, które zaproponowały jednocześnie, żeby pracowali ze mną Michał Bistuła i Bogdan Jóźwiak. I powiem szczerze, że sam bym sobie lepszych asystentów nie wybrał. Prywatnie bardzo dobrze znam się z Michałem. Bogdana wcześniej nie znałem, ale z kolei bardzo dobre kontakty miał z nim Michał. Szybko się więc dogadaliśmy. Oczywiście nie jest to szkółka niedzielna i były momenty, w których musiałem np. opuszczać narady, bo miałem dosyć. Ale to normalne w takiej pracy. Podzieliliśmy się obowiązkami i wszyscy robili to, co do nich należało. Każdy w równej mierze dołożył swoją cegiełkę do awansu. Gdyby nie Michał i Bogdan, to tych eliminacji byśmy nie wygrali. Ja mówiłem, jakie mam wyobrażenie o zawodniku na konkretną pozycję, a oni siedzieli i myśleli, kto spełni te oczekiwania. Propozycje jakie przedstawili okazały się strzałami w dziesiątkę.
W jaki sposób kompletowaliście kadrę? Musieliście namawiać piłkarzy do gry? A może zawodnicy sami zgłaszali się do was?
- Kadrę ustalaliśmy wspólnie i to my kontaktowaliśmy się z zawodnikami i ich klubami. Na liście mieliśmy 22 graczy, a w turnieju zagrało 20. Nie było nam trudno wytypować kandydatów do gry, bo do zespołu nie trafili anonimowi piłkarze tylko zawodnicy grający w większości na poziomie trzeciej ligi. Trenerzy Jóźwiak i Bistuła od lat pracują na tym szczeblu rozgrywek i doskonale znają tych chłopaków osobiście, lub z ligowych boisk. Nie było więc praktycznie pomyłek i problemów z zebraniem drużyny. Tym bardzie, że każdy chciał w niej grać. Może z jednym wyjątkiem. Chcieliśmy wziąć jednego bramkarza, ale ostatecznie nie przyjechał i nie dał żadnego znaku życia. Był też dosłownie jeden przypadek, że musieliśmy z zawodnika zrezygnować, bo uznaliśmy, że charakterem nie pasuje do grupy i nie daje z siebie wszystkiego. Reszta chłopaków bardzo fajnie do tego podchodziła i chętnie podjęła wyzwanie. Dla nas najważniejsze było to, żeby chłopcy chcieli grać. I chcieli. To był klucz do sukcesu, który już osiągnęliśmy, bo wcześniej nie udawało się nic zrobić w tych rozgrywkach.
Jak wyglądały przygotowania do turnieju eliminacyjnego?
- Czasu na przygotowania mieliśmy niewiele, ale to, co od strony sportowej wymyśliliśmy jako trenerzy, było realizowane. Duża w tym zasługa prezesa ŁZPN Edwarda Potoka, któremu bardzo dziękujemy za wsparcie. Zagraliśmy jedną grę kontrolną z Sokołem w Aleksandrowie Łódzkim, a więc na boisku, gdzie później odbywały się eliminacje. To po tym meczu zdecydowaliśmy, że jeden z zawodników nie pasuje do nas charakterologicznie i w jego miejsce powołaliśmy innego.
To, że mecze kwalifikacyjne rozgrywaliście na swoim terenie miało jakiś wpływ na wynik tych spotkań?
- Nie wiem. Musielibyśmy zagrać z Mazowszem na ich boisku, bym mógł odpowiedzieć na to pytanie.
Przed zwycięstwem nad ekipą Mazowieckiego ZPN pokonaliście kadrę Warmińsko-Mazurskiego ZPN. Które z tych spotkań było trudniejsze i co było kluczem do tych wygranych?
- Przede wszystkim były to dwa różne mecze. W pierwszym zmierzyliśmy się drużyną z Warmii i Mazur, która była oparta na bardzo młodych chłopakach. Grali zawodnicy z roczników 1996, 1995 i 1994. Starszych nie było. Z takim przeciwnikiem gra się bardzo niewygodnie. Chcieliśmy ich od początku zaatakować, ale to się nam nie udało. Byli super przygotowani motorycznie, przez cały mecz grali wysokim pressingiem, starali się wysoko odbierać piłkę, dużo biegali. Byli wszędzie i zepchnęli nas do defensywy. Umiejętności piłkarskie i doświadczenie sprawiły jednak, że to my wygraliśmy. Chłopaki przetrzymali 25, 30-minutowy szturm rywali, a później wykorzystali praktycznie pierwszy ich błąd i okazję do strzelenia gola. Zdobyliśmy go z rzutu karnego. Drugiego strzeliliśmy po przerwie z rzutu wolnego, również po początkowym okresie naporu przeciwnika, który po zmianie stron też wyszedł wysoko i zaatakował. Od 60 minuty, po naszym drugim trafieniu nic się już jednak ciekawego nie działo, bo przy tych umiejętnościach naszych zawodników nie było praktycznie możliwości roztrwonienia dwubramkowej przewagi. Drugi rywal był zupełnie inny. Mazowsze miało zespół podobny do naszego, czyli złożony z doświadczonych zawodników o niezłych umiejętnościach. My mieliśmy jednak lepszych piłkarzy. Kontrolowaliśmy mecz, wykorzystaliśmy jedną z wielu sytuacji i zasłużenie wygraliśmy.
Na turniej finałowy do Polic pojedziecie w takim samym składzie, czy też będą jakieś zmiany w kadrze?
- Chcemy, żeby pojechali ci zawodnicy, którzy wywalczyli ten awans. To ich sukces, więc dlaczego mamy szukać czegoś nowego? Mam więc nadzieję, że do Polic pojedzie zespół, jaki powołaliśmy wcześniej. Dwóch zawodników straciliśmy. Damian Bierżyński idzie do Górnika Zabrze, a Dawid Przezak do Stali Stalowa Wola. Jesteśmy więc osłabieni, ale to dobrze, bo po to ci chłopcy grają. Poważną zmianą będzie też to, że nie wyjedzie z nami trener Jóźwiak. Obowiązki zawodowe w klubie nie pozwalają mu na czterodniowy wyjazd.
Będziecie mieli czas na przygotowanie do krajowego finału? Rozegracie jakiś mecz kontrolny?
- Nie będziemy mieli żadnych przygotowań i gier kontrolnych. To efekt tego, że termin turnieju jest fatalny. To taki okres, w którym zawodnicy zmieniają barwy klubowe i już z tego powodu jest trochę zamieszania. W niektórych przypadkach mamy problem z wysłaniem powołania do właściwego klubu. Dodatkowo bardzo ciężko jest przekonać kluby, żeby tych zawodników puściły. W reprezentacji mamy 17 piłkarzy trzecioligowych, a rozgrywki na tym szczeblu rozpoczynają się 8 sierpnia.. Zawodnicy są więc w okresie, w którym przechodzą z cięższych treningów na szybkościowe i szlifują elementy taktyczne. My w tym czasie musimy wyrwać tych chłopców i mocno ich eksploatować, bo w cztery dni zagrają trzy mecze. Jest więc problem, żeby przekonać do tego trenerów, którzy są niezadowoleni. I ja im się nie dziwię, bo sam też bym się podobnie zachowywał. Nie mamy jednak wpływu na termin imprezy i musimy się jakoś zorganizować. Wyjeżdżamy w środę 29 lipca, a mecze zagramy 30 i 31 lipca oraz 1 sierpnia.
Będziecie mieli jakieś informacje na temat przeciwników, czy finałowi rywale będą zupełnie nieznani?
- W tym elemencie możemy mieć przewagę nad innymi zespołami, bo nie sądzę, żeby ktoś nas znał. A my pewne rozeznanie na pewno będziemy mieli. W naszej trójce zajmował się tym trener Bistuła, który teraz też z pewnością będzie mocno działał. Wcześniej dużo wiedzieliśmy na temat Warmińsko-Mazurskiego ZPN i jeszcze więcej na temat Mazowieckiego ZPN. Nie wiem, skąd Michał miał te informacje, ale zebrał je i wszystkie się potwierdziły, co ułatwiło nam pracę. Z pewnością tym razem też stanie na wysokości zadania. Wiedza o przeciwnikach może być naszym malutkim atutem, który będzie miał wpływ na końcowy rezultat. O wyniku turnieju będą bowiem decydowały szczegóły, bo spotkają się tam zespoły o zbliżonych umiejętnościach.
Przy kolejnej edycji UEFA Regions Cup podjąłbyś się ponownie zadania budowy i prowadzenia reprezentacji ŁZPN?
- Oczywiście. To naprawdę bardzo fajna sprawa. W ŁZPN jest przychylna atmosfera i widać, że wszystkim zależy na jak najlepszym wyniku w tych rozgrywkach. No i cały czas nie mogę się nachwalić chłopaków, którzy na boisku dają z siebie wszystko. O tym że warto się angażować w te rozgrywki najlepiej świadczą dwa nazwiska: Gol i Piech. Ci zawodnicy zostali wypatrzeni właśnie w tym turnieju. Kilka lat temu grali w kadrze Dolnośląskiego ZPN, a później trafili do ekstraklasy i reprezentacji Polski.
Dziękujemy za rozmowę.
Notował: mak












