W nadchodzący weekend zespoły występujące w 2. lidze po raz ostatni w tym roku będą walczyły o punkty. Drużyny z naszego województwa zagrają na stadionach w Krakowie i Koszalinie. W sobotę o godz. 13 zawodnicy PGE GKS Bełchatów rozpoczną mecz z Garbarnią. Dokładnie 24 godziny później do walki z Gwardią przystąpią piłkarze ŁKS. W tym czasie bełchatowianie będą się już szykowali do gali z okazji 40-lecia swojego klubu. Uroczystość w Sali Teatralno-Widowiskowej PGE Gigantów Mocy MCK Bełchatów rozpocznie się o godz. 17. Podczas jubileuszowej gali poznamy m.in. wybraną przez kibiców najlepszą jedenastkę i najlepszego trenera w historii GKS.
Gala będzie okazją do wielu wspomnień, jednak nie da się ukryć, że o nastroju uczestników w dużej mierze zaważy wynik meczu z Garbarnią. W drugiej kolejce bieżących rozgrywek krakowski beniaminek przegrał w Bełchatowie 1:3. Po tym meczu sympatycy GKS byli przekonani, że ich ulubieńcy będą jedną z drużyn nadających ton rozgrywkom. Życie zweryfikowało jednak te marzenia. Po 18. kolejkach przedsezonowy faworyt jest na ósmym miejscu i traci osiem punktów do czwartej pozycji – dającej prawo udziału w barażu o 1. ligę. Garbarnia ma na koncie 25 punktów – dwa mniej od PGE GKS – i jest na pozycji dziewiątej. Chcąc zachować realną szansę na walkę o awans bełchatowianie muszą się więc postarać o wyjazdowe zwycięstwo, o które nie będzie łatwo. Do tej pory zespół prowadzony przez Mariusza Pawlaka w roli gościa spisywał się bowiem fatalnie. Z dziewięciu takich spotkań ekipa ze Sportowej przegrała aż sześć, a z trzech pozostałych wygrała zaledwie jedno. Na wyjazdach PGE GKS strzelił 10 goli, a stracił 16. Jedyny komplet punktów na obcym boisku bełchatowianie wywalczyli 13 sierpnia, gdy w meczu 3 kolejki wygrali 4:1 ze Stalą Stalowa Wola. Później zdołali jeszcze zremisować 1:1 z ŁKS w Łodzi i 0:0 z Wartą w Poznaniu.
Pod Wawel zespół Pawlaka pojedzie pokrzepiony wygraną 3:2 z Błękitnymi Stargard. Taki wynik na własnym boisku w konfrontacji z jedenastą drużyną rozgrywek nie jest z pewnością wielkim sukcesem, ale okoliczności tego zwycięstwa zasługują na szacunek. Gospodarze po 40. minutach przegrywali już 0:2, jednak zdołali odwrócić losy meczu. Potrzebowali do tego zaledwie pięciu minut! Kontaktową bramkę zdobył Piotr Giel (48), a później na listę strzelców wpisali się jeszcze Bartłomiej Bartosiak (50) i Łukasz Pietroń (52, z karnego). - Charakter jest w tym zespole. Moi zawodnicy zdali egzamin. Mamy trzy bardzo ważne punkty, ale musimy się pozbierać zdrowotnie po tym spotkaniu. Mecze wyjazdowe nie są wprawdzie naszą domeną, ale po tym zwycięstwie powinniśmy czuć się mocniejsi – podsumował Pawlak.
Huśtawkę nastrojów w minionej kolejce przeżyli również kibice ŁKS, którzy jednak podążali w odwrotnym kierunku niż fani bełchatowskiej ekipy. Po pierwszej połowie wyjazdowego meczu z ROW 1964 Rybnik wielu sympatyków łódzkiej drużyny dopisywało już swoim piłkarzom kolejne trzy punkty. Po dwóch trafieniach Łukasza Zagdańskiego (pierwsze już w 18 sekundzie meczu – najszybszy gol strzelony w drugoligowych rozgrywkach) ŁKS prowadził 2:0 i nic nie zapowiadało, że może mieć problemy z zainkasowaniem trzech punktów. Niestety, po przerwie dwa indywidualne błędy przyczyniły się do roztrwonienia przewagi. Najpierw fatalnie zachował się Piotr Pyrdoł, który cofnął się od lecącej do niego piłki. Futbolówkę przejął Dawid Kalisz, bez najmniejszych przeszkód przebiegł z nią kilkadziesiąt metrów i oddał strzał, po którym Michał Kołba skapitulował. Po raz drugi piłkę z siatki bramkarz ŁKS musiał wyjmować po uderzeniu Pawła Jaroszewskiego. Zawodnik gospodarzy wykorzystał fakt, że przy wrzucie z autu dyskutował z sędzią. Ukrainiec nie zdążył wrócić na swoją pozycję, a niepilnowany Jaroszewski doprowadził do remisu. - Jesteśmy mocno rozczarowani, bo prowadząc 2:0 powinniśmy to dowieźć do końca spotkania. Pierwszy gol dla Rybnika to był strzał życia. Drugą bramkę straciliśmy po błędzie w ustawieniu. Gospodarzom w tej sytuacji dopisało szczęście – powiedział Zagdański, który w tym sezonie strzelił dla ŁKS cztery gole. - Zawsze cechowała mnie regularność i mam nadzieję, że moja passa zostanie podtrzymana. Od pięciu spotkań zacząłem grać w pierwszym składzie, w większym wymiarze czasowym i przynosi to efekty w postaci bramek, z których rozlicza się napastnika – podsumował Zagdański.
Jego dotychczasowy dorobek przy siedmiu trafieniach Radionowa może nie wyglądać zbyt imponująco, ale… Trzeba pamiętać, że w bieżących rozgrywkach Zagdański na boisku spędził zaledwie 527 minut – o 775 mniej od Radionowa. Ten ostatni dwa ze swoich goli strzelił z rzutów karnych. Porównując jednak bramki zdobyte z gry okaże się, że Zagdański trafia do siatki rywali średnio co 132 minuty, a Radionow co 260 minut, a więc prawie dwa razy rzadziej. Kogo należy więc uważać za najskuteczniejszego gracza ŁKS? Na to pytanie każdy może odpowiedzieć według własnego uznania.
Faktem jest to, że po 18. kolejkach łodzianie mają na koncie 35. punktów i zajmują drugie miejsce w tabeli. Do prowadzącego GKS 1962 Jastrzębie zespół prowadzony przez Wojciecha Robaszka traci pięć oczek, nad trzecim Radomiakiem Radom ma punkt, a nad czwartą Wartą Poznań dwa punkty przewagi. Chcąc w spokoju przepracować zimę łodzianie powinni więc wygrać w Koszalinie, bo strata punktów z szesnastym zespołem rozgrywek może oznaczać spadek w tabeli na czwarte, barażowe miejsce.
Foto: gksbelchatow.com













