Ponad rok funkcjonuje już w Łodzi Akademia Młodych Orłów, prowadzona wspólnie przez PZPN, ŁZPN oraz MOSiR. W pierwszej edycji programu w zajęciach piłkarskich uczestniczyło 80 młodych piłkarzy. Były wśród nich zarówno dzieci trenujące już wcześniej w klubach, jak i takie, dla których AMO była pierwszym etapem przygody z futbolem. W drugim roku dla uczestników AMO przygotowano 96 miejsc.
Podsumowując pierwszy rok działalności Piotr Grzelak, trener koordynator AMO w Łodzi, podkreślił, że program zadziałał pomimo obiekcji ze strony klubów, które obawiały się konkurencji. - Okazało się jednak, że kluby jeżeli chcą, to mogą tylko z tego programu czerpać korzyści. Dowodem może być chociażby fakt, że czterech chłopców z rocznika 2005 trafiło do ChKS Łódź. Wcześniej nigdzie nie trenowali i gdyby nie AMO, pewnie by nie zaczęli. Spróbowali, spodobało im się, a warunki, jakie spełnili oraz systematyczność w treningach sprawiły, że skierowaliśmy ich do klubu, który ich przyjął. Trener rocznika 2005 w ChKS stwierdził, że jeżeli będziemy mieli więcej takich chłopców, to on czeka na nich z otwartymi ramionami. Podobna sytuacja jest z Kolejarzem Łódź w roczniku 2004. Jeden z chłopców, którzy wcześniej nie trenowali, trafił też do SMS – powiedział Grzelak, który jest jednym z dwóch szkoleniowców oddelegowanych do AMO przez ŁZPN.
Czterech kolejnych - Mirosława Bulzackiego, Mariana Galanta, Dariusza Podolskiego i Tomasz Szostka – do pracy w AMO oddelegowały reprezentowane przez MOSiR władze Łodzi.
Elitarna szkółka
- W zamyśle PZPN AMO ma być elitarną szkółką, która będzie wyznaczała trendy w szkoleniu. Dlatego na zajęciach czterech trenerów pracuje z jedną grupę, w której może być maksymalnie 16 osób. To jest coś, czego praktycznie nie ma w żadnej akademii piłkarskiej w Polsce. Takie są jednak trendy światowe i w tym kierunku musimy iść. To ważne zwłaszcza w naszym mieście, bo jeżeli nie zainwestujemy w szkolenie, to piłka nożna w Łodzi się nie odrodzi – wyjaśnił Grzelak.
Projekt AMO jest stworzony na podstawie najlepszych obowiązujących w świecie wzorców. Oprócz nowoczesnych programów szkoleniowych AMO ma jednak jeszcze dodatkowe atuty, które zwiększają atrakcyjność tej oferty. Rodzice dziewcząt i chłopców zakwalifikowanych do programu nie muszą płacić nie tylko za udział dzieci w zajęciach, ale również za sprzęt sportowy, który jest fundowany przez PZPN. Plusem jest również to, że zawodnicy, którzy wcześniej trafili do jakiegoś klubu, w trakcie uczestnictwa w projekcie AMO nie muszą zmieniać barw klubowych. Program jest otwarty, bezpłatny i każdy może w nim wziąć udział. Warunkiem jest pozytywne przejście selekcji, która odbywa się m.in. podczas corocznych Dni Talentu. W pierwszych, zorganizowanych w Łodzi w październiku 2014 roku, uczestniczyło 50 osób. Na drugich, w czerwcu 2015 roku pojawiło się już 235 osób gotowych podjąć wyzwanie pozytywnego przejścia testów do AMO. Nie wszyscy mają jednak to szczęście, bo do AMO przyjmowani są tylko najlepsi.
Decydujące gierki
- Podczas testów są trzy próby sprawności specjalnej i jedna sprawności ogólnej. Dodatkowo są też małe gry, podczas których analizujemy zachowanie kandydatów. Często jest bowiem tak, że dzieci są przyprowadzane przez rodziców na zajęcia tylko dlatego, że nie mają odpowiedniego wychowania fizycznego w szkole. To następny problem, który cały czas narasta. Po ostatnich zmianach dziecko w klasach 1-3 może bowiem nie mieć wf i oficjalnie jest to zgodne z prawem. Do tej pory było tak, że takie lekcje odbywały się niezależnie od tego, czy prowadził je wuefista, czy zastępujący go wychowawca. Teraz wf, plastyka i muzyka zostały wrzucone do jednego kotła. Jeżeli zostaje nauczyciel wf, to ma określoną liczbę godzin do wypracowania i te lekcje się odbywają. Jeżeli jednak zostaje tylko wychowawca nauczania początkowego, to nie ma już takiego obowiązku. Może prowadzić lekcje wf, ale nie musi. Dlatego do nas trafiają też takie dzieci, których rodzice - wiedząc, że sport i ruch są najlepszym sposobem zdrowie i prawidłowy rozwój – chcą je u nas umieścić. Nie każdy z tych dzieciaków nadaje się jednak do tego. Najczęściej widać to w grach, podczas których dziecko stoi i nie jest zainteresowany tym, co się dzieje. Takich dzieci, niestety, nie przyjmujemy – wyjaśnił Grzelak.
Orlik nie szkodzi
W Łodzi podzielone na pięć grup treningowych dzieci z roczników od 2005 do 2010 do listopada trenują na Orliku przy Stawach Jana. Zimą zajęcia odbywają się natomiast w hali SP nr 162 przy ul. Powszechnej. Fakt, że w trakcie treningów w AMO dzieci nie mają styczności z naturalną trawą budzi wśród niektórych obawy o ich zdrowie. Zdaniem Grzelaka są to jednak obawy bezpodstawne. - W polskich warunkach klimatycznych sztuczna nawierzchnia to najlepszy i najrówniejszy teren, do którego mamy dostęp. Podczas procesu szkoleniowego bardzo ważna jest kwestia odpowiedniego rozkładania akcentów na boisko sztuczne i naturalne. Jeżeli byśmy trenowali te dzieci tak, jak seniorów, to pewnie byłyby problemy. Jeśli jednak prowadzimy wyłącznie zajęcia typowo szkoleniowe, nastawione na naukę, a nie na doskonalenie cech motorycznych – szybkości, czy siły – to negatywnego skutku nie ma – zapewnił Grzelak.
Zapraszamy do AMO
Zaprosił też wszystkich sceptyków do tego, by odwiedzili łódzką AMO i na własne oczy przekonali się, jak wyglądają treningi i jakie postępy robią dzieci. Zdaniem Grzelaka czarny PR AMO robią bowiem głownie ci, którzy nie mają żadnej wiedzy na temat funkcjonowania ośrodka. - Najwięcej problemów mamy z osobami, które nigdy nie były u nas na zajęciach i nie wiedzą jak to jest wykonywane. Każdy może jednak przyjść, zobaczyć i stwierdzić, czy to jest dobre, czy nie. Wszystkich serdecznie zapraszamy. Także tych trenerów, którzy zabraniają dzieciom uczestniczenia w naszych zajęciach twierdząc, że nabiorą tu złych nawyków. Nie mówią jednak jakich – zakończył Grzelak.
mak













