Kończący się rok 2018 był kolejnym, w którym Łódzki Związek Piłki Nożnej podejmował wiele inicjatyw zmierzających do systematycznego podnoszenia kwalifikacji przez trenerów piłkarskich. Jesteście zadowoleni z tego, co udało się zrobić w minionych 12 miesiącach?
Piotr Grzelak: - Ja nigdy nie będę zadowolony, bo zawsze chciałbym więcej i lepiej. W tym roku odbyły się w Łodzi cztery konferencje szkoleniowe. Dwie w pełni organizował ŁZPN, a przy dwóch kolejnych współpracował z PZPN. W lipcu w Atlas Arenie i na stadionie przy al. Unii Lubelskiej odbyła się ogólnopolska konferencja, na którą z całego kraju przyjechało ponad 1 000 osób. Byli wśród nich trenerzy z licencjami UEFA Pro i UEFA A oraz wielu znamienitych gości, m.in. selekcjonerzy reprezentacji Polski, Frank Ludolph odpowiedzialny za szkolenie trenerów w UEFA oraz trener Peter Bosz, którego wszyscy znamy z pracy w Ajaksie Amsterdam. Pod koniec roku gościliśmy natomiast Akademię Piłkarską Grassroots, przeznaczoną dla trenerów pracujących z dziećmi do 12 roku życia. Powodem do zadowolenia może być również fakt, że udało nam się znacząco zwiększyć liczbę szkoleń. To efekt tego, że wyszliśmy z Łodzi i kształcimy trenerów również bliżej ich miejsca zamieszkania, w okręgach sieradzkim, piotrkowskim i skierniewickim. Kursy na poziomie Grassroots C i UEFA B wyrównawczego odbywają się już w Sieradzu, Bełchatowie i Skierniewicach. W przyszłym roku również planujemy uruchomienie w tych ośrodkach kursów na tym poziomie. Robimy też nabór na kurs do Kutna. Jeżeli tylko będą chętni, to będziemy się starali prowadzić kursy wszędzie tam, gdzie jest fajna baza. Trzeba jednak podkreślić, że podstawowym warunkiem do poszerzania oferty szkoleniowej jest zainteresowanie uczestników.
W naszym regionie trenerzy chętnie uczestniczą w kursach i konferencjach, czy trzeba ich naganiać do takich projektów?
- Tych chętnych trochę jest, gdyż związkowa uchwała dotycząca kształcenia i licencjonowania trenerów nałożyła obowiązek wyrównania posiadanych uprawnień do poziomu wymaganego przez UEFA. Trzeba to zrobić do 31 grudnia 2019. U nas nie ma jednak żadnych problemów z uzyskaniem lub przedłużeniem licencji. Trzeba tylko chcieć. I aktualnie zainteresowanie szkoleniami jest duże, szczególnie tam, gdzie do tej pory można było w różny sposób ominąć wymagania licencje. Teraz praktycznie każdy członek Wydziału Gier już kilka dni po rozegraniu ligowej kolejki może stwierdzić, czy i ile razy dany trener w tym samym dniu był wpisywany do systemu Extranet. To ułatwia nam walkę z tzw. słupami, czyli trenerami pracującymi na cudze nazwisko. Z tym chcemy walczyć, gdyż tego wymaga uchwała, którą staramy się egzekwować.
Wspomniana uchwała nakłada na trenerów m.in. obowiązek zaliczenia 15 godzin szkoleń w okresie 3 lat. Niektórzy trenerzy liczyli na to, że ten wymóg da się obejść. Jest taka możliwość?
- Nie. Przy papierowej dokumentacji osoby próbujące kombinować mogły liczyć na to, że jakieś zaświadczenie uda się przełożyć z jednej kupki na drugą i w ten sposób zaliczyć szkolenia bez wymaganej liczby godzin. Takie sztuczki już jednak nie przejdą, gdyż system elektroniczny nie zaliczy szkoleń bez pełnej ich liczby. W Łodzi można jednak wymaganą normę zaliczyć już w ciągu jednego roku. Pod względem liczby organizowanych szkoleń jesteśmy na trzecim miejscu w Polsce, za Mazowieckim ZPN i Śląskim ZPN. W tych województwach jest jednak znacznie więcej trenerów. Znajdujemy się również w ścisłej czołówce organizowanych konferencji, na które w charakterze wykładowców zapraszamy osoby pracujące z młodzieżowymi reprezentacjami Polski, np. Marcin Dorna, Bartek Zalewski, Wojtek Tomaszewski, Darek Gęsior. Przyjeżdża też dyrektor Dariusz Pasieka, który jest zarówno wykładowcą, jak i osoba kontrolującą, czy wszystko jest wykonywane zgodnie ze standardami narzuconymi przez UEFA. Jesteśmy jednak przygotowani na każdą weryfikację, gdyż robimy wszystko zgodnie z wytycznymi. Mamy też już ciekawe plany na przyszłość i jeżeli uda nam się zrealizować wszystkie pomysły, to 2019 w ŁZPN powinien być dobrym rokiem, jeżeli chodzi o szkolenie i kształcenie trenerów. Szczegółów nie będę jednak zdradzał, żeby nie zapeszyć. W tej chwili mogę jedynie powiedzieć, że na nasze konferencje również zamierzamy zaprosić zagranicznych gości. Robimy to dla dużej grupy trenerów pracujących zgodnie z wytycznymi uchwały. Niektórzy z nich zaliczają nawet dużo więcej niż wymagane 15 godzin szkoleń, gdyż szukają wiedzy. To nas cieszy.
To jedna strona medalu. Po drugiej są jednak osoby przekonane, że nie muszą już się uczyć. Próbujecie ich przekonać, do zmiany podejścia?
- Chcemy do tych ludzi wyjść, ale oni też muszą mieć taką wolę. Z tym jest różnie. Jeden z trenerów powiedział, że ma za sobą 30 lat pracy i już nie musi się szkolić, więc niech to robią młodsi. Równie dobrze mógłby jednak powiedzieć, że tylko młodszych dotyczą przepisy przechodzenia przez jezdnię na zielonym świetle, a starsi mogą to robić również na czerwonym. Trzeba mieć świadomość, że przepisy dotyczą wszystkich i nie ma tu podziału na młodszych, starszych, z małego klubu, z dużego klubu. Te przepisy nie są jednak po to, by utrudnić życie trenerom, tylko by im pomóc. W błędzie są bowiem osoby, które myślą, że jak raz skończyły jakiś kurs, to kolejny nic im już nie da. Piłka nożna cały czas się zmienia i szkoleniowcy muszą podążać za nowymi trendami. Powinni też sobie zdawać sprawę, że są poddawani coraz wnikliwszej ocenie. I to nie tylko przez osoby ze środowiska piłkarskiego. Dzięki Internetowi świat stał się globalną wioską, w której dostęp do wiadomości jest praktycznie nieograniczony. Dzięki temu podniosła się również świadomość rodziców posyłających dzieci na treningi. I to właśnie rodzice są osobami, które na różnych płaszczyznach najczęściej oceniają trenerów. Coraz częściej są to rodzice mający za sobą udział w kursach trenerskich Grassroots C. Przychodzą na nie, bo mają odczucie, że w ich klubie czy drużynie coś jest nie tak ze szkoleniem i chcą się dowiedzieć, jak to powinno wyglądać. Trenerzy muszą więc być dobrze przygotowani do pracy i do dyskusji o tym, co i jak robią.
Można wyodrębnić grupy wiekowe, w których trenerzy najchętniej i najrzadziej uczestniczą w rożnego rodzaju szkoleniach?
- Wiek nie ma tu żadnego znaczenia. Jeżeli miałbym dokonać jakiegoś podziału, to tylko na osoby ambitne, które chcą się dokształcać oraz takie, które uważają, że wszystko wiedzą najlepiej i niczego nie potrzebują.
Co by pan powiedział tej ostatniej grupie?
- W takich przypadkach zadaję jedno podstawowe pytanie, czy wiedzą, co to jest unifikacja piłki nożnej?
Jaką odpowiedź pan słyszy?
- Najczęściej jest nią cisza. Na pytanie, ile ten dokument ma stron również nie potrafią odpowiedzieć. A jest to niezbyt obszerna broszura mająca - w zależności od wydania - od kilku do kilkunastu stron. Nie trzeba więc spędzić dużo czasu, żeby się z nią zapoznać. Warto to zrobić, gdyż są w niej zawarte najważniejsze kwestie szkoleniowe, m.in. te związane z dostosowaniem treningów do kategorii wiekowej. Często patrzymy bowiem daleko do przodu, nie widząc tego, co mamy pod nogami. Chcemy uczyć przesuwania w linii zawodników mających 7-8 lat i grających na orliku, gdzie tego przesuwania nijak nie ma. Zgodnie z Narodowym Modelem Gry i tym, co można zobaczyć we wszystkich profesjonalnie prowadzonych akademiach na Zachodzie, w piłce dziecięco-młodzieżowej najważniejsze jest to, żeby wszyscy atakowali i wszyscy bronili. Jeśli tego nauczymy, to później w wieku juniorskim łatwiej będzie nauczyć przesuwania w linii. U nas często zaczyna się jednak od końca alfabetu, a nie od początku.
Regularnie rośnie liczba szkółek, różnego rodzaju akademii oraz trenerów piłkarskich. Jest jakiś sposób, żeby w zawodzie zostawali tylko ci wartościowi, posiadający odpowiednią wiedzę i umiejętności do pracy szkoleniowej?
- Takie sprawy rynek będzie weryfikował. Osoby zarządzające klubami muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest jest dla nas najważniejsze? Doraźne cele, czy długofalowy efekt? Sytuację, w której w wieku żaka wygramy jeden, drugi mecz czy turniej można bowiem porównać do kartkówki bądź sprawdzianu w szkole, po których i tak nie mamy żadnej wiedzy, czy piszący zda później maturę. Dla młodego zawodnika w akademii taką maturą jest podpisanie profesjonalnego kontraktu. Z tego są później pieniądze dla wszystkich. Takim przykładem przemawiającym do wielu ludzi jest historia Arkadiusza Milika, który był długo szkolony w Rozwoju Katowice, a później przeszedł do Górnika Zabrze. Rozwój na tym przejściu zbyt wiele nie zyskał, ale później zarobił na kolejnych transferach – z Górnika do Bayeru Leverkusen, potem z Bayeru do Ajaksu Amsterdam i z Ajaksu do Napoli. Dzięki temu Rozwój może teraz dość długo żyć na drugoligowym poziomie, co w naszych warunkach jest bezcenne. Musimy mieć świadomość, że profesjonalne akademie powinny zarabiać nie na składkach rodziców, tylko na tym, że wychowują zawodników grających zawodowo w piłkę. To jest ich wartość dodana. Jeśli jednak chwalą się tym, że mają 300-400 osób na treningach, to faktycznie prowadzą jedynie działalność w zakresie upowszechniania piłki nożnej, czyli tak naprawdę amatorską.
Takiej świadomości jednak nie ma, co najlepiej widać na pierwszym lepszym turnieju. Wystarczy porozmawiać chwilę z przedstawicielem jakiejkolwiek akademii, by usłyszeć, że są praktycznie jedynym profesjonalnym podmiotem w mieście, regionie, Polsce itd. Problem w tym, że najczęściej są to jedynie słowa, nie mające żadnego przełożenia na rzeczywistość. Jak więc poznać te, które rzeczywiście solidnie szkolą młodzież?
- Do stworzenia profesjonalnej akademii trzeba mieć trzy filary, na których to będzie stało. Pierwszym jest wykwalifikowana kadra trenerska, która wie co i jak ma robić. Po drugie niezbędna jest baza szkoleniowa, a trzeci element to pion skautingu. Nie możemy bowiem zrobić profesjonalnego piłkarza z każdego, kto się do nas zgłosi. Musimy poszukać tego materiału. Można to porównać do prozaicznej kwestii, jaką jest jedzenie. Jeśli pójdziemy do fast foodu, to szybko i w miarę tanio napełnimy żołądek. Czy to jednak będzie smaczne? Na dłuższą metę z pewnością nie, a można się nabawić niestrawności. Dlatego gdy chcemy zjeść wykwintnie, to pójdziemy do droższej restauracji, gdzie wszystko jest przyrządzane ze świeżych półproduktów, pod okiem super szefa kuchni. Tak samo my potrzebujemy super trenera, któremu kierownik lub menedżer znajdzie pełnowartościowe półprodukty do obróbki. Końcowy efekt będzie wówczas zadowalający. Nie otrzymamy go jednak w cenie z fast foodu.
Dziękuję za rozmowę.
Foto: Krzysztof Kiernowicz.













