Przestarzała infrastruktura przez wiele lat była jednym z największych problemów piłkarskiej Łodzi. Kilka lat temu władze miasta zdecydowały się jednak zainwestować w bazę. Efekty tej decyzji są coraz bardziej widoczne. Od roku na nowym obiekcie grają już piłkarze ŁKS, a jeszcze w tym roku do użytku ma być oddany stadion przy al. Piłsudskiego, na którym będzie występował Widzew. Powstają również ośrodki i boiska treningowe. O tym co i jak się buduje w Łodzi opowiada Małgorzata Belta z Zarządu Inwestycji Miejskich.
Na jakim etapie są dzisiaj prace związane z poprawą piłkarskiej infrastruktury w Łodzi?
Małgorzata Belta: - W ubiegłym roku oddaliśmy do użytku trybunę z boiskiem przy al. Unii Lubelskiej. Obok tego obiektu powstało hybrydowe boisko treningowe. Obecnie czekamy na pozwolenie na jego użytkowanie. Kolejnym elementem poprawy bazy piłkarskiej jest budowa stadionu przy al. Piłsudskiego. Inwestycja rozpoczęła się dwa lata temu, a w tym roku będzie zakończona. Trwają również prace przy budowie kompleksów treningowych po dwóch stronach miasta. Umowy zostały już podpisane. Kompleks przy ul. Minerskiej jest realizowany w systemie zaprojektuj i wybuduj. Projekty zostały złożone do wydziału urbanistyki i architektury w celu wydania pozwolenia na budowę. Ten ośrodek powinien być gotowy w październiku przyszłego roku. Kilka miesięcy wcześniej, w maju 2017 ma się natomiast zakończyć budowa kompleksu przy ul. Małachowskiego. Tutaj mamy już pozwolenia, więc trzeba tylko budować. Wykonawca 18 sierpnia został wprowadzony na teren inwestycji.
Budujecie stadiony, ośrodki i boiska treningowe. Jakie problemy można napotkać w trakcie realizacji takich projektów?
- Każda inwestycja jest inna i każda przysparza inne problemy. Przy al. Unii była piękna wizja stadionu i hali. Podpisano umowę na budowę, jednak w trakcie realizacji firma upadła. Musieliśmy się rozstać z wykonawcą, za co dostaliśmy duże odszkodowanie, ponad 10 mln zł. Do tej pory żartujemy, że był to pierwszy stadion w Polsce, który jeszcze nie został zbudowany, a już na siebie zarobił. Pojawiła się jednak kwestia, co dalej? Wykonawca zszedł z budowy, ale zostały bardzo ładne projekty. Były różne pomysły. Ostatecznie udało się wybudować trybunę na 5,7 miejsc z całym zapleczem. Drugi stadion też miał swoje perypetie. Pierwotnie miał powstać w systemie partnerstwa publiczno-prywatnego. Siedem miesięcy trwały negocjacje, jednak nikt nie dotrwał do finału. Podjęto więc decyzję, że będziemy budowali z własnych środków. Udało się. Znalazła się firma, która złożyła ofertę pozwalającą zmieścić się w dostępnym budżecie.
Trudno jest nadzorować budowę stadionu?
- Mamy inżyniera kontraktu, który robi to w naszym imieniu. Mimo to cały czas uczestniczymy w różnorodnych naradach dotyczących inwestycji, bo chcemy mieć wpływ nawet na najdrobniejsze szczegóły. Staramy się dobrać jak najlepsze materiały, akceptujemy też cały wystrój i wyposażenie – od szczotek do toalet, poprzez kosze na śmieci, kolory ścian, wykładzin, drzwi, po wybór wind itp. To olbrzymia, trudna praca, a nasz zespół składa się z garstki ludzi. Dajemy jednak z siebie wszystko, czym możemy służyć. W każdą inwestycję wkładamy tyle serca, że chyba więcej nie możemy.
Trybuna przy al. Unii została oddana do użytku kilkanaście miesięcy temu, jednak wykonawca cały czas musi coś poprawiać. Dlaczego?
- Zawsze jest tak, że w okresie gwarancyjnym coś wyjdzie. Terminy realizacji są krótkie, a stadiony to bardzo skomplikowane budowy. To żywy organizm z masą różnych instalacji, które muszą współdziałać. Teletechnika jest tak rozbudowana, wszystko jest tak powiązane, że nie uniknie się sytuacji, w których podczas eksploatacji coś zawiedzie. Budynki siadają, ściany mogą pękać, pojawi się jakiś przeciek, nieszczelny zawór itp. Najważniejsze jest jednak to, że mamy pięć lat gwarancji i firma Mirbud na bieżąco usuwa pojawiające się usterki, których zresztą nie ma aż tak wiele. Są natomiast powody do zadowolenia. Na przeglądy gwarancyjne zapraszam m.in. architektów współpracujących z nami przy innych obiektach i wszyscy mówią, że ten wygląda tak, jakby dopiero był oddany do użytku. A przecież już od roku jest w eksploatacji. To dowód na to, że nie jest to byle jakie.
Z budowanego stadionu przy al. Piłsudskiego też jest pani zadowolona?
- Trzeba pamiętać, że są to zupełnie inne stadiony. Projekt tego przy al. Unii był bardziej okazały. Ten przy al. Piłsudskiego jest natomiast obiektem bardziej kompaktowym, mniejszym. Szatnie są inne. Te przy al. Unii są olbrzymie i jestem z nich naprawdę bardzo dumna. Nie zrobiłabym tu nic innego. Jest też bardzo ładna, podzielona na pół sala rozgrzewkowa. Mogą z niej korzystać zawodnicy dwóch drużyn. Niestety, przy al. Piłsudskiego jest tylko jedna. Dach pierwszego stadionu to membrana, na drugim jest blacha. Inne są ekrany, rozmieszczenie lóż itd. Każdy stadion jest więc inny, jednak jeden i drugi spełnia wszystkie wymogi piłkarskie i mam nadzieję, że oba będą nam długo służyły. Przyznam szczerze, że jako inżyniera największą moją bolączką był straszny stan techniczny starych obiektów. Teraz wszystko pięknieje.
Która inwestycja sprawiła pani największą przyjemność?
- Najbardziej jestem zadowolona z tej bazy dla dzieci. Centra szkoleniowe przy Minerskiej i Małachowskiego są pięknie usytuowane, co daje jeszcze większą satysfakcję z pracy, jaką tam wykonujemy. To rekompensuje dodatkowe zadania związane z realizacją takich inwestycji, przy których trzeba się wiele nowego nauczyć, chociażby o trawach – naturalnych, sztucznych, hybrydowych. Nawet o alejkach, które też muszą być odpowiednie. Park przy Małachowskiego jest przecież pod ochroną konserwatora zabytków, z którym trzeba było wszystko uzgadniać.
Łódź jako pierwsze miasto w Polsce zdecydowała się na budowę boisk hybrydowych. Jest już takie przy al. Unii, a dwa kolejne pojawią się w centrach treningowych przy Minerskiej i Małachowskiego. Dlaczego zdecydowaliście się na takie płyty?
- Szukaliśmy rozwiązania pozwalającego częściej grać, ale niekoniecznie na sztucznej trawie. Rozmawiając z przedstawicielami firm produkujących nawierzchnie sportowe dowiedzieliśmy się, że częstotliwość korzystania z boisk można zwiększyć dzięki płytom hybrydowym, jakie pojawiły się już za granicą. Zainteresowaliśmy się tym tematem i dzięki temu Łódź w Polsce faktycznie jest w tej chwili prekursorem instalacji takich nawierzchni. Cały czas się jednak uczymy, bo każda hybryda jest inna, na innej macie. Będziemy mogli je porównywać, bo tak się złożyło, że na naszych obiektach różne firmy kładą swoje murawy. Już teraz jednak wiemy, że przy boiskach najważniejsza jest pielęgnacja i te wszystkie zabiegi, które trzeba robić. Bez tego zniszczy się nawet najlepszą trawę. W przetargach był zapis, że przez dwanaście miesięcy obowiązek pielęgnacji spoczywa na wykonawcy. W tym na ośrodek przy Małachowskiego okres pielęgnacji był już jednym z kryteriów wyboru oferty. Dzięki temu mamy tam zapewnioną trzyletnią pielęgnację.
Ma pani jakieś marzenia związane z kolejnymi inwestycjami piłkarskimi w Łodzi?
- Ja jestem tylko inżynierem-realizatorem. Wybuduję wszystko, co mi dadzą. Jeśli będzie kolejny obiekt, to służę swoją wiedzą i doświadczeniem. Największym moim marzeniem jest jednak to, żeby na tych nowych obiektach były osiągane jak najlepsze wyniki sportowe. Wtedy będę wiedziała, że wybudowaliśmy coś, co służy łodzianom. Jak jest zachęta w postaci nowego obiektu, to można już realnie myśleć o tym, by piąć się do góry. Mam nadzieję, że tak będzie chociażby w przypadku ŁKS i dobre wyniki piłkarzy pozwolą nam dokończyć stadion przy al. Unii. Jest to bowiem obiekt o bardzo ładnej architekturze. Nawet nasz architekt miasta wyraził ostatnio opinię, że to piękna elewacja, a gdyby stadion był cały, to wyglądałby ślicznie. Wierzę, że tak będzie i kiedyś go dokończymy.
Dziękuję za rozmowę.
Opracował: Marcin Durasik













