W roku 2019 Polska będzie gospodarzem finałowego turnieju mistrzostw świata do lat 20. Najważniejsze mecze FIFA World Cup U-20 zostaną rozegrane w Łodzi, na stadionie miejskim przy al. Piłsudskiego 138. O tej imprezie oraz problemach związanych z ligową inauguracją wiosennej części bieżącego sezonu rozmawiamy z członkiem zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej i prezesem Łódzkiego ZPN Adamem Kaźmierczakiem.
- Jest pan szefem związku, na terenie którego odbędą się kluczowe mecze MŚ do lat 20. Co ŁZPN i szeroko pojęty łódzki futbol mogą zyskać dzięki tej imprezie?
Adam Kaźmierczak: - To przede wszystkim impreza dająca ogromną szansę na promocję Łodzi i regionu oraz rozpoczęcie kolejnego etapu modernizacji naszej bazy piłkarskiej. Musimy więc zrobić wszystko, żeby tę szansę wykorzystać, żeby nie okazało się, że panujący obecnie entuzjazm zostanie zaprzepaszczony. Podjęto już decyzję, że w Łodzi odbędzie się kluczowa faza mistrzostw. W tej chwili rozpoczynają się jednak sprawy proceduralne, dotyczące sfinalizowania umowy na organizację tych spotkań. W tym zakresie podmiotem współdziałającym z PZPN jest miasto, będące właścicielem i gospodarzem obiektów, a ŁZPN tylko wspiera te działania.
W aplikacji na organizację mistrzostw PZPN wskazał sześć miast, w których mają się odbywać mecze. Na specjalnej konferencji prasowej władze związku poinformowały jednak, że czynione są starania, by uczestnicy turnieju rywalizowali nie na 6, a na 12 stadionach. Jeśli uda się ten pomysł przeforsować, to gdzie w regionie łódzkim może się jeszcze toczyć rywalizacja?
- Jako PZPN konsekwentnie będziemy szli w tym kierunku, żeby podczas mistrzostw było sześć miast głównych i sześć satelickich. W takim przypadku Bełchatów byłby naturalnym miejscem, w którym część spotkań również by się odbywała. O ile jednak stadion w Łodzi już teraz mógłby gościć uczestników turnieju, to obiekt w Bełchatowie musiałby przejść gruntowną modernizację, gdyż od momentu jak powstał, nic się na nim nie zmieniło. W tej chwili m.in. wielkość szatni, pomieszczeń dla sędziów i delegata oraz szerokość przejść nie spełniają już aktualnych wymagań stawianych przy nowych stadionach w Polsce, a standardy FIFA są co najmniej na takim samym poziomie.
Finaliści MŚ U-20 udział w turnieju finałowym rozpoczną od rywalizacji w sześciu czterozespołowych grupach. Mecz otwarcia będzie w Łodzi. Czy to oznacza, że tutaj swoje spotkania grupowe będzie rozgrywała reprezentacja Polski?
- Na dużych turniejach w meczu otwarcia z reguły bierze udział gospodarz. Idąc tym tokiem myślenia można przyjąć, że skoro reprezentacja Polski będzie grała w tym spotkaniu, to reszta jej potyczek grupowych również odbędzie się w Łodzi. Nie ukrywam, że byłoby to zwieńczenie naszych wszystkich starań, dotyczących organizacji MŚ w przyszłym roku. Czy to się uda? Trzeba zrobić wszystko, żeby tak było.
Jakie mamy argumenty?
- Kilka, ale jeden kluczowy - logistyka. Jesteśmy bardzo dobrze skomunikowani z całym krajem. W tej chwili mamy też najnowszy stadion w Polsce i dysponujemy bardzo fajną bazą treningową. Nowoczesne obiekty na Małachowskiego i Minerskiej w Łodzi, niedaleko bardzo przyzwoita baza w Aleksandrowie Łódzkim, jeszcze lepsza w Poddębicach i Uniejowie. To wszystko pozwala na myślenie o tym, że na terenie naszego województwa swoje centra pobytowe będą chciały mieć nie tylko cztery ekipy grające w tzw. łódzkiej grupie. Jeżeli udałoby się ściągnąć reprezentacje, które będą grały do końca turnieju, to w zasadzie od 20 maja do połowy czerwca mielibyśmy na naszym terenie kadry zbudowane z ludzi już grających w wielkich klubach, bądź będących u progu takich zespołów. Dwudziestolatkowie niejednokrotnie przebijają się już do seniorskich reprezentacji kraju. Goszczenie takich piłkarzy to jest ten element promocyjny, który musimy starać się wykorzystać.
Czekając na przyszłoroczne MŚ U-20 musimy zmagać się z problemem, którego od wielu lat nie udaje się rozwiązać. Po raz kolejny okazało się, że ligowy terminarz przegrywa z pogodą. Właściwie tylko w ekstraklasie mecze rozgrywane są zgodnie z planem. W pozostałych ligach jedni grają, inni tylko trenują. Czy takiej sytuacji można uniknąć?
- To bardzo duży problem. W tej chwili w ligach centralnych co najmniej 50 procent spotkań zostało już odwołanych. Ekstraklasa gra, ale też widzimy, jak to wygląda. Boiska mają wprawdzie podgrzewane murawy, ale widzowie na trybunach muszą marznąć. Kibic, który ma spędzić dwie godziny na siarczystym mrozie wybiera komfort oglądania meczów w domu, co z pozycji klubów nie jest dobre. A sytuacja może się jeszcze pogorszyć. W przyszłym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej ostatnia kolejka w roku kalendarzowym jest planowana bodajże na 22 grudnia. Można podejść do tego żartobliwie i stwierdzić, że skoro tradycją są już mecze w Wielką Sobotę, to może kolejną będą pojedynki wigilijne. Wizerunkowo nie jest to jednak dobre rozwiązanie i musimy globalnie zastanowić się, co z tym zrobić. Tym bardziej, że w niższych klasach rozgrywkowych zimowe granie to jeszcze większy problem. W I i II lidze większość obiektów nie ma podgrzewanych płyt, a tam, gdzie takie instalacje są, to ich włączenie kosztuje wg szacunków ok. 6-7 tys. dziennie. Uruchomienie podgrzewania na dwa tygodnie daje więc już kwoty, na jakie klubów nie stać.
Pogoda to jedyna przeszkoda utrudniająca płynne przeprowadzenie rozgrywek?
- Mamy również inne ograniczenia. Trzeba pamiętać, że środy na ogół są terminami, w których swoje mecze rozgrywają reprezentacje różnych kategorii wiekowych, a powołanie choćby jednego młodzieżowca z zespołu I lub II ligi umożliwia takiemu klubowi wystąpienie o zmianę terminu meczu. Taką sytuację mieliśmy chociażby ostatnio w Radomiaku. To wszystko narusza ciągłość rozgrywek i doprowadza do sytuacji, w której drużyna walcząca o awans bądź broniąca się przed spadkiem rozegra trzy-cztery mecze w momencie, gdy tabela w sporej części będzie już ułożona.
Jest jakieś rozsądne wyjście z tej sytuacji?
- Nie ma prostego rozwiązania. Zmiana systemu na wiosna-jesień odpada. W przyszłym roku 25 maja rozpoczynamy wspomniane już MŚ U-20, więc potencjalnie może nam wypaść nawet 12 obiektów, na których na co dzień są rozgrywane mecze od ekstraklasy do III ligi. Do tego dochodzą wspomniane powołania dla kadrowiczów. Trzeba więc szukać terminów środowych, choć UEFA bez entuzjazmu patrzy nawet na mecze niższych klas, rozgrywane w dniach rozgrywek w europejskich pucharach. W tej chwili nawet terminy środowe są już niemal wszystkie wykorzystane i nie mamy już gdzie tych spotkań wkładać. Na poziomie ŁZPN damy sobie jednak z tym radę. Zawsze twierdziłem, że mamy grać dla ludzi, więc jak będzie taka konieczność, to będziemy grali w czerwcu, w trakcie MŚ. Na pewno jednak spotkania ligowe nie będą się pokrywały z meczami reprezentacji Polski. Wydaje się jednak, że docelowo musimy dążyć do tego, by rozpoczynać sezon najpóźniej w połowie lipca. Takie rozwiązanie da nam dodatkowo dwa pewne terminy, które w aktualnej sytuacji mogą się okazać bezcenne.
Dziękuję za rozmowę.













