Na początek proszę przyjąć potrójne gratulacje za indywidualne sukcesy w środowisku piłkarskim. W ostatnim czasie został pan prezesem ŁKS, wiceprezesem ŁZPN i delegatem na zjazd PZPN. Były to cele same w sobie, czy tylko przystanki w drodze do realizacji innych zadań?
- Dziękuję za gratulacje, choć zdaję sobie sprawę z tego, że teraz będę miał jeszcze więcej obowiązków. Oczywiście z największą odpowiedzialnością związana jest funkcja prezesa ŁKS. Objąłem ją tylko na czas przeobrażenia klubu ze stowarzyszenia w spółkę prawa handlowego. To wynik rozmów, jakie prowadziłem ostatnio z dwoma potencjalnymi inwestorami. Zdefiniowanie jasnych struktur właścicielskich było jednym z warunków, od których uzależnili swoje zaangażowanie w ŁKS. Dlatego mam nadzieję, że do rundy wiosennej przystąpimy już jako spółka. Jeśli chodzi o nową funkcję w ŁZPN, to do jej objęcia przekonał mnie szef związku Adam Kaźmierczak. Prezesowi się nie odmawia.
Od początku uczestniczy pan w odbudowie seniorskiej piłki nożnej w ŁKS. Plany były bardzo ambitne i zakładały, że drużyna co rok będzie awansowała do wyższej klasy rozgrywkowej. Dlaczego nie udało się ich zrealizować?
- Powinniśmy przede wszystkim szybciej zbudować zdrowe struktury organizacyjne klubu. To podstawa, która jest jednak mało medialna i nie interesuje kibiców. Większość osób patrzy bowiem na ŁKS wyłącznie przez pryzmat pierwszej drużyny. Oceniając z tej perspektywy i wyłącznie pod kątem piłkarskim trzeba powiedzieć, że zbyt często dochodziło w drużynie do zmian trenerów.
Dlaczego było ich tak dużo?
- Moim zdaniem był to m.in. efekt rozmytej odpowiedzialności. Mówiąc kolokwialnie, nie było osoby, która wzięłaby na klatę kluczowe decyzje i związane z nimi konsekwencje. Najważniejsze kwestie rozstrzygał dziewięcioosobowy zarząd. Nie zmienia to jednak faktu, że kilku trenerów z zatrudnionej przez nas grupy jest bardzo dobrymi fachowcami.
Żaden z nich nie poprowadzi jednak drużyny w nowym sezonie. Co przesądziło o powierzeniu opieki nad zespołem Marcinowi Pyrdołowi, który do tej pory pracował z młodzieżą?
- Już wcześniej proponowałem go na trenera pierwszej drużyny, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Gdy w minionej rundzie dokonywaliśmy zmiany, to Marcin był przed ważnymi meczami Centralnej Ligi Juniorów. Poprosiłem więc Wojtka Robaszka o powrót do ŁKS i dokończenie sezonu. Obaj wiedzieliśmy, że będzie to krótka współpraca, gdyż Wojtek miał wiele innych projektów, z których musiał się wywiązać. Marcin dołączył więc do sztabu szkoleniowego jako drugi trener i przez kilka miesięcy wdrażał się do nowej roli, poznawał drużynę, którą miał przejąć w lipcu. I tak się stało.
Jaką rolę będzie w klubie odgrywał Krzysztof Przytuła, nowy dyrektor sportowy?
- Jego głównym zadaniem ma być opracowanie i wdrożenie całościowego systemu szkolenia naszych drużyn młodzieżowych. Będzie też oceniał trenerów tych zespołów, prowadził selekcję i skauting.
Dla ŁKS będzie to już trzeci sezon w III lidze. Co was najbardziej zaskoczyło na tym poziomie rozgrywek?
- Przede wszystkim fakt, że w milionowej aglomeracji nie możemy z wychowanków łódzkich klubów zbudować drużyny, która mogłaby skutecznie walczy o awans.
Teraz może być jeszcze trudniej, bo znów będziecie rywalizować z lokalnym rywalem. Awans nowego Widzewa dodatkowo was mobilizuje, czy też nie ma większego wpływu na decyzje podejmowane w ŁKS?
- Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, to nie widzę żadnych różnic. Sportowo też niewiele się zmieni. Kiedy spotkałem się z zawodnikami przed poprzednim sezonem, to powiedziałem im, że zdobycie kompletu punktów z drużynami poniżej 10 miejsca zagwarantuje wygranie ligi. Analiza końcowej tabeli pokazuje, że miałem rację. Teraz będzie podobnie, więc mam nadzieje, że nasi zawodnicy będą podchodzić do każdego meczu profesjonalnie. Bez względu na to, czy rywalem jest beniaminek z ligi mazowieckiej, czy łódzkiej. Tego ostatniego oczywiście chcemy pokonać, jednak dotyczy to również pozostałych drużyn. Naszym głównym celem przez cały sezon będzie bowiem zwycięstwo w najbliższym meczu.
Po reorganizacji rozgrywek znacząco zmienił się skład trzecioligowych grup. Macie już rozeznanie w sile nowych drużyn?
- Wiele z nich zmienia swoją kadrę, więc jest jeszcze za wcześnie na to, by mówić o potencjale poszczególnych zespołów. Jestem jednak przekonany, że tradycyjnie już silnym zespołem będzie Lechia Tomaszów Mazowiecki.
W poprzednich sezonach praktycznie przed każdą rundą dochodziło w ŁKS do kadrowych rewolucji. Jak będzie teraz?
- Jesteśmy zadowoleni z okresu transferowego, w trakcie którego w większości utrzymaliśmy skład z poprzedniej rundy. Jednocześnie szukaliśmy też wzmocnień w ataku. Myślę, że udało nam się osiągnąć oczekiwany rezultat, jednak nasze decyzje kadrowe ostatecznie zweryfikuje boisko.
Będzie to już drugi sezon, w którym w roli gospodarza będziecie grać na nowym obiekcie przy al. Unii. Czy przeprowadzka miała wymierny wpływ na funkcjonowanie klubu?
- Tak, finansowy. Ponosimy teraz dużo wyższe koszty wynajmu stadionu na mecze i wynajmu pomieszczeń, a jako klub na nowym obiekcie nie mamy żadnych możliwości zarobkowania. Brakuje nawet skyboksów, które moglibyśmy wynajmować na mecze. Trudno również oprzeć się wrażeniu, że obecny administrator obiektu nie znał wcześniej dokładnych kosztów związanych z jego funkcjonowaniem i dopiero na nas się edukuje.
Czego, jako szef klubu, oczekuje pan od ŁZPN i jego zarządu?
- Niższych opłat związkowych oraz pomocy w szkoleniu młodzieży i edukacji trenerów. Ponadto liczę na to, że prezes związku będzie pomagał klubom w lobbowaniu na rzecz przedsięwzięć, których celem jest polepszenie infrastruktury sportowej w naszym województwie.
Co pan zatem zrobi jako wiceprezes ŁZPN? Jak pan sobie wyobraża swoją działalność na tym stanowisku?
- W pierwszej kolejności swoje pomysły zamierzam przedyskutować w gronie zarządu, więc na to pytanie jeszcze nie odpowiem. Mogę jedynie powiedzieć, że chciałbym zaproponować zmianę siedziby związku. Ta w podwórku przy ul. Próchnika jest, najdelikatniej mówiąc, mało reprezentacyjna.
Z jakimi nadziejami będzie pan jechał na walny zjazd PZPN?
- Chciałbym, żeby kluby piłkarskie w Polsce otrzymywały od rodzimego związku dobry produkt w postaci systemu szkolenia młodzieży. W innych krajach kluby to dostają, a jeśli wyróżniają się w pracy z najmłodszymi, to otrzymują też gratyfikację finansową. Chciałbym doprowadzić do wprowadzenie takiego systemu w Polsce. To podniesie poziom i poprawi obraz piłki nożnej w naszym kraju. Trzeba bowiem pamiętać, że futbol to nie tylko reprezentacja, ale również drużyny klubowe.
Czego sportowo spodziewa się pan po nowym sezonie?
- Ciężkiej pracy.
Dziękuję za rozmowę.
Opracował: Marcin Durasik. Foto: Krzysztof Kiernowicz.













