Koniec piłkarskich rozgrywek sezonu 2016/17 zbiegł się w czasie z zakończeniem pierwszego roku działalności zarządu ŁZPN pod kierownictwem Adama Kaźmierczaka. Dwanaście miesięcy to okres, po którym można już pokusić się o pierwsze oceny i podsumowania.
Wybrane w ubiegłym roku władze Łódzkiego Związku Piłki Nożnej mają już za sobą jedna czwartą kadencji. Co pozytywnego udało się w tym czasie zrobić?
Adam Kaźmierczak: - Trochę uporządkowaliśmy pracę związku. Udało nam się zredukować wydatki nie związane z realizacją zadań statutowych. O jakieś 20-30 proc. obniżyły się koszty związane z telefonami, obsługą biura itp. Kolejna pozytywna sprawa to zwolnienie klubów z opłat za młodzież. Rocznie kosztuje to związek ok. 100 tys. zł, jednak odwrotu od tej decyzji nie będzie. Konsekwentnie staramy się też prowadzić taką politykę, żeby pozycja ŁZPN na krajowej scenie systematycznie się umacniała. Cieszy fakt, że udało nam się wprowadzić całą ławę naszych działaczy do PZPN. I ci ludzie w centrali zaczęli już funkcjonować na fajnym poziomie. Tomek Jóźwik zadomowił się w komisji licencyjnej, a Tomek Salski jest dość aktywny w komisji piłkarstwa młodzieżowego i amatorskiego. Mamy też w centrali grono swoich prawników. Tomek Krakowiński jest aktywny w Piłkarskim Sądzie Polubownym, a Konrad Składowski w komisji ds. prawnych. Na jednym z posiedzeń kilka wniosków Konrada zostało pozytywnie przyjętych i na ich podstawie będzie przeprowadzona nowelizacja dwóch uchwał PZPN. To wszystko świadczy o tym, że nasi ludzie dobrze funkcjonują. Przy ich pomocy możemy poprawiać notowania łódzkiej piłki.
Sprawy organizacyjne są bardzo ważne, jednak wszystko podporządkowane jest wynikom sportowym. Co osiągnęliście na tym polu?
- Zmieniliśmy trenerów wszystkich reprezentacji związkowych i udało nam się doprowadzić do tego, że dwie nasze drużyny awansowały do finałów rozgrywek ogólnopolskich. Przed wyjazdem na decydujące turnieje zakładałem, że bliższa medalu jest kadra U-14 Dawida Kroczka. Okazało się jednak, że coś w niej zaszwankowało i trzeba było się obejść smakiem. To rozczarowanie osłodził nam zespół U-15 Jarka Dziedzica, który pokazał, że przez rok można stworzyć fajną drużynę. Ten szkoleniowiec przejął reprezentację, która pomimo dużego potencjału grała słabo. Rocznik 2002 w naszym województwie zawsze był uważany za mocny. Grało w nim wielu chłopców sprowadzonych z całej Polski przez SMS Łódź, jednak to nie była drużyna. Czegoś brakowało. Po przyjściu Dziedzica okazało się, że po dołożeniu kliku nowych zawodników i paru innych korektach mamy team, który w finałowym turnieju w Boguchwale w niczym nie ustępował innym, teoretycznie silniejszym zespołom. Nawet w przegranym 0:1 meczu o złoto w ocenie bezstronnych obserwatorów piłkarsko byliśmy lepsi od Mazowsza. To był taki pojedynek, w którym my graliśmy w piłkę, a Warszawa ją kopała. To cieszy i pokazuje, że jest potencjał, tylko trzeba umieć go wydobyć i wykorzystać. Trzeba szukać chłopaków w mniejszych ośrodkach i spróbować na tej bazie odtworzyć potęgę łódzkiej piłki.
Nie uda się jednak tego zrobić bez silnych zespołów seniorskich, które będą magnesem dla młodych adeptów futbolu. Jesteście zadowoleni z wyników, jakie nasze zespoły osiągnęły w rozgrywkach ligowych?
- Nie ukrywam, że jednym z celów tej czteroletniej kadencji jest wprowadzenie przynajmniej jednej drużyny na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Jeśli to by się udało, to myślę, że będzie można ten okres oceniać pozytywnie. W pierwszym roku udało się zrobić to, o czym od początku mówiłem, czyli wejść do II ligi. Ten awans nastąpił wprawdzie w dość nieoczekiwanych okolicznościach, jednak mimo to należy go uznać za sukces całego związku. Mam nadzieję, że będzie to początek odbudowy naszej pozycji.
Ten sukces rodził się w bólach. Dlaczego tak trudno było go osiągnąć?
W Polsce ocenia się, że ten nasz trzecioligowy makroregion jest najsilniejszy w kraju. Do naszej grupy trafiło wiele klubów po przejściach: ŁKS, Widzew, Polonia Warszawa, rezerwy Legii i Jagiellonii. To wszystko są marki. Tutaj trzeba było wznieść się ponad przeciętność, żeby poważnie myśleć o awansie. Doszliśmy już jednak do takiego poziomu, że to nasze kluby zaczynają rozdawać karty na tym poziomie rozgrywkowym. Awans ŁKS to taka wisienka na torcie. Nie można jednak zapominać, że pozostałe ekipy z naszego regionu również były w górnej połówce tabeli. Nie mam żadnych wątpliwości, że w przyszłym sezonie nadal będą odgrywały wiodące role. Jeżeli chodzi o najlepszych, to walka rozegra się chyba pomiędzy rezerwami Legii i Widzewem. Ten ostatni znów będzie mógł liczyć na imponującą liczbę kibiców, u których zapał do zakupu karnetów nie zmniejszył się. Ten wynik 15 tys. może być powtórzony, co już będzie bardzo dużym sukcesem marketingowo-organizacyjnym. Wszystko wskazuje na to, że poziom sportowy również będzie odpowiedni. Widać już, że Widzew tworzy bardzo silny zespół i będzie zdecydowanym faworytem rozgrywek. Sokół Aleksandrów i Lechia Tomaszów przebudowują znacznie swoje drużyny, ale dokonywane przez nich transfery są przemyślane. Nie jest tajemnica, że Lechia planuje awans w perspektywie dwóch lat. Jest to związane z gruntowną modernizacją obiektu w Tomaszowie. Powstanie tam fajny stadion, wzorowany na Niecieczy. Modernizowany jest również obiekt w Sieradzu. Warta to beniaminek, ale bardzo mocny organizacyjnie i stabilny finansowo beniaminek. To bardzo ważne na tym poziomie rozgrywek.
Po awansie ŁKS w II lidze województwo łódzkie będzie miało już dwóch przedstawicieli. Dla GKS Bełchatów następny sezon może być lepszy od poprzedniego, w którym zespół bronił się przed spadkiem?
- Latem GKS dość radykalnie zmienia skład. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Bełchatów musi jednak przede wszystkim uporządkować sprawy organizacyjne. Korzystne dla klubu było przejęcie zarządzania obiektami przez Miejskie Centrum Sportu, którym kieruje były prezes GKS Marcin Szymczyk. To człowiek czujący sport i znający piłkę od środka. Z pewnością w korelacji z władzami klubu będzie więc w stanie doprowadzić do tego, że GKS żyło łatwiej. Na wspomnianym przejęciu klub może zaoszczędzić nawet 1 mln zł. Taka kwota może pomóc w zakontraktowaniu lepszych zawodników i dać impuls do walki o powrót do I ligi. Trzeba być optymistą i wierzyć, że wszystkie ruchy kadrowe są przemyślane i podyktowane wyłącznie chęcią awansu. Mając dwa kluby w II lidze musimy zakładać promocję przynajmniej jednego do wyższej klasy. Do tego trzeba dołożyć awans jednego zespołu z III ligi i będzie można mówić o kolejnym sukcesie.
O jedną drużynę zmniejszył się nasz stan posiadania w Centralnej Lidze Juniorów. W tych rozgrywkach SMS dotarł do półfinału, a ŁKS utrzymał się w grupie wschodniej. Sztuka ta nie udała się młodym graczom GKS, a Widzew nie zdołał awansować. To były rezultaty na mirę oczekiwań?
- Wynik SMS jest ogromnym sukcesem. Mirek Dawidowski wykonał z tą drużyną kawałek bardzo solidnej pracy. Powstał wyrównany zespół bez gwiazd, który podjął wyrównaną rywalizację z Legią, Polonią, Jagiellonią i drużynami krakowskimi. To nie wpisuje się w lansowaną przez niektóre środowiska koncepcję budowy wielkich akademii wyłącznie przy klubach ekstraklasy. Okazało się, że również w innych miejscach można zbudować fajny zespół. Gorzej z tym było w Bełchatowie, gdzie nastąpiło tąpnięcie w szkoleniu młodzieży. Zabrakło chyba przemyślanej strategii działania. Efektem jest spadek z CLJ. Tym bardziej bolesny, że było tam kilka słabszych drużyn. Niestety, GKS obudził się za późno. Swojej szansy nie wykorzystał również Widzew. Stomil to nie była drużyna poza zasięgiem, jednak do wygrania tej rywalizacji czegoś zabrakło. Szkoda, bo CLJ w juniorze starszym zapowiada się teraz na bardzo fajny projekt. Przed nami ostatni sezon grany w dwóch grupach. Później przechodzimy na 16 drużyn w jednej grupie. Utrzymanie w tym roku będzie więc mega trudne. Zostaje 7 drużyn, a wchodzą tylko dwie, po czterostopniowych barażach. Gdybyśmy nadal mieli w tych rozgrywkach trzy zespoły, to byłaby większa szansa na to, by jeden czy dwa znalazły się w tej elitarnej grupie 16 klubów najlepszych pracujących z młodzieżą. Dodatkowo gra w CLJ to szansa premie finansowe, bo PZPN bardzo poważnie wspiera te rozgrywki.
Od kilku lat głośno mówi się o ty, że w naszym województwie ciężko jest utrzymać najzdolniejszych chłopców. Jest szansa, by to zmienić?
- Nie jest tajemnica, że wszyscy wyróżniający się zawodnicy są z naszego województwa wyciągani w coraz młodszym wieku. Ciężko jest walczyć z Legią, Lechem, Zagłębiem Lubin, czyli znakomicie przygotowanymi akademiami.
Sami jednak w tym pomagamy. Wspomniany SMS jakiś czas temu podpisał umowę z klubem z Lubina i właśnie tam mają trafiać najzdolniejsi gracze z ul. Milionowej. Jak oceniacie tego typu porozumienia?
- Niestety, nie mamy na to żadnego wpływu. Dość sceptycznie patrzę jednak na tego typu inicjatywy. Powinniśmy dbać przede wszystkim o własny rynek. Mocniejsze kluby i tak wyciągają od nas najlepszych, więc nie powinniśmy im w tym pomagać. Pewnych rzeczy trudno jednak uniknąć. Robiąc selekcję do reprezentacji w roczniku 2005 trenerzy przejrzeli ok. 150 chłopców z województwa. Tym samym zrobili przy okazji selekcję dla największych akademii. Okazało się, że chłopiec który został najlepszym zawodnikiem turnieju o Puchar Tymbarka w wieku 12 lat ma już propozycję z Legii Warszawa. Dla mnie to jest absurd - coś, z czym się powinno walczyć. Trochę się dziwię rodzicom, którzy wyrażają zgodę, by ich syn w wieku 12 lat radykalnie zmienił swój sposób życia i otoczenie i przeniósł się ze Zduńskiej Woli do Warszawy. To jest jeszcze dziecko, które może sobie nie poradzić. Poziom zmian barw klubowych zaczyna się jednak odbywać w absurdalnie niskim wieku. Gdyby jednak udało nam się doprowadzić do sytuacji, w której będziemy mieli drużynę przynajmniej w I lidze, to łatwiej byłoby nam walczyć o zatrzymanie takich chłopców. Do tego potrzebny jest sukces sportowy.
Ten wspomniany wcześniej reprezentacji U-15 może się okazać ostatnim dla tego rocznika. Dlaczego?
Reprezentacji prowadzonej przez Jarka Dziedzica już nie będzie. Od nowego sezonu ŁZPN poprowadzi kadry w rocznikach: 2003, 2004 oraz naborową 2005, która nie będzie brała udziału w rozgrywkach. To efekt decyzji PZPN. Te zmiany dadzą nam kolejną możliwość znalezienia optymalnego rozwiązania obsady szkoleniowej poszczególnych drużyn. Można powiedzieć, że w tej chwili pewni pracy mogą być tylko Marcin Matysiak i Józek Robakiewicz, którzy przeprowadzili już fajną selekcję w roczniku 2005, a teraz będą mieli jeszcze jeden rok na przygotowanie tej drużyny do rozgrywek. Przy pozostałych drużynach Wydział Szkolenia będzie musiał przeprowadzić dość wnikliwą analizę tego, co wydarzyło się w minionym sezonie i podjąć odpowiednie decyzje personalne.
Wiosną zdecydowaliście się na zmiany w systemie rywalizacji najmłodszych zespołów i walkę o ligowe punkty zastąpiliście turniejami. Ten pomysł się sprawdził?
- Niestety, okazało się, że nie jesteśmy jeszcze przyzwyczajeni do samodzielności. Nie wszyscy trenerzy, kierownicy drużyn i działacze podeszli do tego rzetelnie. Cześć klubów fajnie przeprowadzała turnieje i wyglądało to naprawdę przyzwoicie. Były jednak też takie, które w ostatniej chwili rezygnowały z organizacji albo na turnieju pojawiały się 1-2 drużyny. Dlatego jeszcze w lipcu chcemy zrobić poważne spotkanie, na którym wszyscy muszą zadeklarować, czy chcą nadal grać turnieje – ale już poważnie, mając nad sobą czapę związkową – czy też wracamy do systemu rozgrywek mistrzowskich, w oparciu o tabelę.
Obraz sezonu nie byłby pełny, gdybyśmy nie wspomnieli o paniach. W ekstralidze piłkarki UKS SMS zajęły piąte miejsce. To dobry wynik?
- Jak na beniaminka bardzo dobry. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Zespół długo był na trzecim miejscu, jednak w decydującym momencie czegoś zabrakło. W Polsce zaczynają się już jednak bać SMS, bo tutaj ta piramida szkoleniowa wygląda bardzo dobrze. Dziesięciolatki w Tymbarku zajęły 3 miejsce, trzynastolatki zdobyły wicemistrzostwo Polski, a szesnastolatki wywalczyły brązowe medale. Widać, że praca u podstaw zaczyna przynosić efekty i mówi się już o tym, że za rok, dwa SMS chyba będzie w stanie zagrozić Medykowi Konin - niekwestionowanemu liderowi piłki kobiecej w naszym kraju.
Podsumowując. Jaki to był sezon dla futbolu w Łódzkiem?
- Generalnie sezon zdecydowanie na plus. Nie można jednak zapomnieć o tym, że jesteśmy dopiero na początku drogi zmierzającej do odbudowy łódzkiej piłki.
Dziękuję za rozmowę.













