Na przełomie kwietnia i maja drugoligowe zespoły z województwa łódzkiego na własnych stadionach rozegrały trzy mecze, w których zdobyły tylko cztery punkty. Należy docenić wygraną ŁKS 2:0 z walczącą o awans Wartą Poznań, jednak porażka łodzian 1:2 z będącą w strefie spadkowej Stalą Stalowa Wola nie jest już powodem do dumy. Na więcej liczyli również kibice PGE GKS Bełchatów, którzy musieli zadowolić się remisem 1:1 z Olimpią Elbląg. Dla zespołu z ul. Sportowej był to drugi z rzędu mecz bez zwycięstwa. Strata kolejnych punktów sprawiła, że w tej chwili drużyna z ul. Sportowej jest bliżej dołu, niż szczytu tabeli.
Olimpia zajmuje piąte miejsce i nadal ma szansę włączyć się do walki o awans, jednak taki sam cel stawiali sobie przed sezonem gracze z Bełchatowa. Realizacja tego zadania nie szła jednak po ich myśli, za co posadą zapłacił trener Mariusz Pawlak. Zastąpił go Artur Derbin, któremu jednak nie udało się radykalnie odmienić drużyny. W czterech minionych kolejkach PGE GKS zdobył pięć punktów, co z pewnością jest wynikiem odbiegającym od oczekiwań. W starciu z Olimpią bełchatowianie już w 5. minucie objęli prowadzenie (Piotr Giel), jednak nie byli w stanie utrzymać korzystnego wyniku. Gol Antona Kołosowa w 64 min. dał gościom wyrównanie i jeden punkt, psując jednocześnie nastroje w Bełchatowie. – Po niepowodzeniu w Rybniku chcieliśmy z dobrej strony pokazać się przed naszą publicznością i rozstrzygnąć na swoją korzyść mecz z Olimpią. Ten plan od pierwszych minut zaczął się realizować i wydawało się, że od strzelenia gola kontrolujemy ten mecz. W drugiej połowie chcieliśmy zamknąć spotkanie drugą bramką, jednak przytrafił nam się błąd, który nie miał prawa się przytrafić. Przeciwnik z tego skorzystał, co odebrało nam trochę pewności siebie. Żałujemy, że nie udało nam się wygrać – powiedział Derbin.
Jego podopieczni po 27 rozegranych meczach mają 36 pkt. i zajmują dziesiąte miejsce w tabeli. Na drugiej pozycji jest ŁKS, który na przestrzeni pięciu dni rozegrał dwa spotkania. W obu łodzianie nie zachwycili, jednak przeciwko Warcie zdołali zainkasować komplet punktów. Zagwarantowały je dwa trafienia Jewhena Radionowa (10’, 79’), który mógł skompletować hat-tricka, jednak nie wykorzystał rzutu karnego. Po spotkaniu Jacek Janowski ze sztabu szkoleniowego ŁKS podkreślał, że po dobrych 30 minutach gry gospodarze niepotrzebnie się cofnęli. – Trochę za długo to trwało. W drugiej połowie Warta mocno nas przycisnęła i to się mogło źle skończyć – powiedział Janowski. Niestety, w zaległym spotkaniu 23. kolejki łodzianie zachowali się tak samo, a rywal tym razem to wykorzystał. Przeciwko Stali ŁKS po trafieniu Kamila Juraszka prowadził od 6. minuty, ale nie zdobył żadnego punktu. W 77’ do remisu doprowadził Stepan Hirskyj, a dziesięć minut później zwycięstwo zagwarantował gościom Sebastian Łętocha. – Takiego scenariusza nie zakładaliśmy. W pierwszej połowie mecz był podobny do tego z Wartą, w którym również szybko objęliśmy prowadzenie i niepotrzebnie się cofnęliśmy. Na Wartę to wystarczyło, bo w drugiej połowie udało nam się wyprowadzić kontrę zakończoną bramką. Ze Stalą mieliśmy dwie bardzo dobre sytuacje, ale bramki nie padły, a Stal uwierzyła, że może osiągnąć korzystny rezultat. Musimy jak najszybciej przeanalizować ten mecz i wyciągnąć wnioski – powiedział Janowski.
Szkoda tylko, że szkoleniowcy ŁKS nie wyciągnęli wniosków z poprzednich spotkań. Gdyby to zrobili, to pewnie nie zdjęliby z boiska Przemysława Kocota, który pod względem piłkarskim znacznie przewyższa swoich kolegów. To jedyny zawodnik w ŁKS, który potrafi uspokoić grę i rozsądnie nią pokierować. O tym, jaki ma wpływ na drużynę można się już było przekonać jesienią, w przegranym 1:2 meczu z Olimpią Elbląg. Po pierwszej połowie ŁKS prowadził 1:0 i kontrolował grę. W 67. minucie trenerzy zdjęli z boiska Kocota i wszystko się posypało. Goście strzelili dwa gole (76’ i 85’) i odwrócili losy spotkania. Tak samo było w meczu ze Stalą, w którym Kocot opuścił boisko w 73’. Cztery minuty później przyjezdni wyrównali, a przed końcowym gwizdkiem sędziego zdobyli drugą bramkę. Cztery kolejki wcześniej łodzianie na własnym stadionie polegli w starciu ze Zniczem Pruszków (0:2). Z tego meczu Kocota wykluczyły żółte kartki…
Tabelę 2. ligi otwiera GKS 1962 Jastrzębie (58 pkt.), za którym plasują się: ŁKS (49), Warta (48) i Radomiak (47). Czołowa dwójka rozegrała do tej pory po 27 spotkań, a zespoły z Poznania i Radomia po 28.
W sobotę 5 maja PGE GKS zagra w Koszalinie z Gwardią (godz. 16), a ŁKS w Puławach z Wisłą (godz. 17).
Foto: lkslodz.pl













