Już prawie miesiąc czekamy na zwycięstwo naszej drużyny w 2. lidze. Jako ostatni z trzech punktów na tym poziomie rozgrywek cieszyli się gracze ŁKS, którzy 8 września wygrali 2:1 ze Zniczem w Pruszkowie. Była to ósma kolejka. W trzech następnych łodzianie uzbierali tylko dwa oczka, choć w tym okresie dwa razy wystąpili przed własną publicznością. Jeśli jednak fani zespołu z al. Unii czują niedosyt, to co mają powiedzieć sympatycy PGE GKS? Bełchatowianie zaliczyli już piąte spotkanie bez zwycięstwa, a ich dorobek w tych meczach jest taki sam jak łódzkiego zespołu. Przez cztery kolejki te wyniki nie przekładały się na miejsce w tabeli, jednak porażka 0:1 z Olimpią w Elblągu zepchnęła podopiecznych Mariusza Pawlaka z pozycji piątej, na dziesiątą. ŁKS nadal jest na czwartym miejscu, ale nad Garbarnią Kraków i Siarką Tarnobrzeg ma już tylko punkt przewagi.
Przed ograniem PGE GKS zespół Olimpii zainkasował trzy punkty w Łodzi. Po tej porażce ŁKS pojechał do Poznania, gdzie bezbramkowo zremisował z prowadzącą w rozgrywkach Wartą. Goście od 69. minuty bronili jednego punktu w dziesięciu, bo po drugiej żółtej kartce z boiska został usunięty Patryk Bryła. Biorąc pod uwagę te okoliczności remis w Wielkopolsce należy uznać za sukces. Tym bardziej, że trudno doszukać się innych optymistycznych akcentów. W zespole prowadzonym przez Wojciecha Robaszka nadal jedynym pomysłem na grę ofensywną jest kopanie piłki w kierunku Jewhena Radionowa, więc trudno się dziwić, że kolejni rywale mają coraz mniej problemów z zabezpieczeniem dostępu do własnej bramki. Przed sezonem szkoleniowcy podkreślali, że muszą mieć kilka alternatywnych rozwiązań z młodzieżowcami, ale na słowach się skończyło. Łodzianie od początku rozgrywek skazali się na grę bez skrzydeł, bo wyłącznie na tych pozycjach wystawiają młodzieżowców, którzy - z wyjątkiem Jakuba Kostyrki – mają problemy nie tylko z grą na drugoligowym poziomie, ale też z utrzymaniem się na nogach po starciach z mocniejszymi fizycznie rywalami. Posucha jest jednak tak duża, że nawet kardynalne błędy uchodzą młodzieżowcom na sucho. Najświeższym przykładem może być sytuacja z Piotrem Pyrdołem, który w meczu z Olimpią pojawił się na boisku w 65. minucie, zapoczątkował kontrę dającą drużynie z Elbląga zwycięską bramkę, a później wyszedł w podstawowym składzie na mecz z Wartą.
W klubie z al. Unii nie wyciągnięto żadnych wniosków z poprzedniego sezonu, dzięki czemu możemy przeżywać swoiste deja vu. W rundzie jesiennej trzecioligowych rozgrywek znakomicie spisywał się Radionow, a poczynania zespołu z ławki rezerwowych lub z trybun oglądał sprowadzony przed sezonem Michał Michałek. Najlepszy snajper Sokoła w Łodzi nie dostał praktycznie szansy na zaprezentowanie swoich umiejętności i zimą wrócił do Aleksandrowa Łódzkiego. W rundzie rewanżowej Radionow przeżywał różnego rodzaju problemy, a ŁKS nie miał dla Ukraińca żadnego zastępcy. Teraz miało być inaczej, a jest tak samo. Latem sprowadzono Łukasza Zagdańskiego, który w dwóch poprzednich sezonach strzelił łącznie prawie 40 goli. W minionych rozgrywkach zdobył 22 bramki dla Elany Toruń, a w bieżących trafił do siatki Stali Stalowa Wola i zapewnił łódzkiej drużynie remis 1:1. Problem w tym, że w jedenastu kolejkach Zagdański spędził na boisku zaledwie 112 minut, z czego większość czasu nie na swojej nominalnej pozycji. Mimo to średnią goli ma lepszą od Radionowa. Ten ostatni w tym sezonie trafiał do siatki średnio co 124,6 minuty. Jeśli odejmiemy bramki z rzutów karnych, to okaże się, że na jednego gola z gry Ukrainiec potrzebował 174,4 minuty. Może więc warto dać też szansę Zagdańskiemu? Kto powiedział, że tych dwóch napastników z korzyścią dla drużyny nie może grać obok siebie?
Chwały łódzkiemu drugoligowcowi nie przynosi też zamieszanie na ławce trenerskiej. Robaszek nadal nie ma licencji, więc formalnie funkcję szkoleniowca pełni Jacek Janowski, który pojawia się też na konferencjach prasowych. Pojawia się i opowiada o meczach, których z reguły nie widział, gdyż większość czasu spędzał na prowadzeniu rozgrzewki dla zawodników rezerwowych. Jeśli dodamy do tego fakt, że Janowski jest też trenerem zespołu występującego w Centralnej Lidze Juniorów, to galimatias będzie pełny. Na meczach CLJ Janowskiego często nie ma, gdyż w tym czasie musi być z pierwszą drużyną. Zespół mający być wizytówką akademii szkolącej młodzież został więc pozostawiony bez opieki. I to w najważniejszym sezonie w historii CLJ, która przekształca się w ligę elitarną. Kto zachowa w niej miejsce, ten będzie w uprzywilejowanej sytuacji na młodzieżowym rynku transferowym. W ŁKS osoby decyzyjne regularnie powtarzają, że akademia i szkolenie mają być podstawą odbudowy klubu, a jednocześnie bez walki oddają miejsce w najważniejszych rozgrywkach młodzieżowych. Po dziewięciu kolejkach CLJ łodzianie mają na koncie zaledwie osiem punktów, czyli o jeden mniej, niż wynosi ich strata do miejsca gwarantującego utrzymanie. Ciekawostką może być to, że połowę z tego dorobku zespół zdobył pod wodzą trenera rocznika 2008. Jarosław Byczkowski w zastępstwie Janowskiego prowadził juniorów w dwóch spotkaniach, w których ŁKS wygrał w Płocku 5:0 z Wisłą i zremisował 2:2 w Lublinie z Motorem. Były to ostatnie punkty wywalczone przez łódzkich juniorów w tym sezonie.
W 2. lidze rozegrano już jedenaście kolejek, w których do zdobycia były 33 pkt. Zespół z Łodzi stracił ich już 15, a mimo to nadal zajmuje czwarte miejsce w tabeli. Jak to możliwe? Odpowiedź wydaje się wyjątkowo prosta. Jeśli w czołowej piątce jest trzech beniaminków (GKS 1962 Jastrzębie, ŁKS i Garbarnia Kraków), a stawce przewodzi zespół, który w poprzednim sezonie do końca walczył o utrzymanie (Warta), to trudno oprzeć się wrażeniu, że liga jest wyjątkowo słaba. Silne zespoły kilka miesięcy temu niemal w komplecie awansowały do wyższej klasy rozgrywkowej. Z tej grupy pozostał jedynie Radomiak, który walkę o 1. ligę przegrał w barażach. Teraz zespół z Radomia ma tyle samo punktów co Warta i znów walczy o awans. Taki sam cel stawiano przed piłkarzami PGE GKS, którzy jednak spisują się poniżej oczekiwań. Czy jest to jednak niespodzianka? Przed sezonem tzw. fachowcy upatrywali w bełchatowskiej ekipie jednego z głównych kandydatów do awansu. Nie wzięli jednak pod uwagę jednego szczegółu. Przy ul. Sportowej zapomniano, że ewolucja jest lepsza od rewolucji, a solidnej drużyny nie zbuduje się przez jeden miesiąc. Latem czternastu zawodników odeszło z zespołu, który wiosną w jedenastu kolejkach zdobył 19 pkt. Zastąpiono ich nową jedenastką. Być może znaleźli się w niej piłkarze o wyższych umiejętnościach indywidualnych, jednak póki co nie tworzą oni zespołu. Rzeczywistość jest taka, że w tej chwili z PGE GKS może wygrać każdy. Przez pewien czas trener Pawlak starał się zaklinać rzeczywistość wygranymi na własnym stadionie, które jednak szybko się skończyły. Po trzech zwycięstwach sielanka się skończyła. Punkt ze Sportowej wywiozła Legionovia, a w kolejnym meczu trzy oczka zainkasował tu ROW Rybnik i mity o bełchatowskiej twierdzy legły w gruzach. Po jedenastu kolejkach PGE GKS ma na koncie pięć porażek, 14 punktów i bliżej do strefy spadkowej, niż do miejsca dającego prawo gry w barażu o 1. ligę. Bełchatowianie ostatni mecz wygrali 26 sierpnia – 2:0 u siebie z Rozwojem Katowice. W pięciu kolejnych spotkaniach uciułali zaledwie dwa punkty, po remisach 1:1 z Legionovią i w Łodzi z ŁKS. Mecze ze Zniczem, ROW i Olimpią kończyły się porażkami, po których sytuacja w klubie stała się bardzo nerwowa. Pocieszające może być jedynie to, że bełchatowianie dostali dodatkowy czas na wyciągnięcie właściwych wniosków z dotychczasowych niepowodzeń. Obrońca PGE GKS Filip Kendzia otrzymał powołanie do reprezentacji Polski U-20, która 6 października zagra na wyjeździe z Czechami, a 9 października w Grodzisku Wielkopolskim z Holandią. Wyjazd Kendzi umożliwił przełożenie na 18 października meczu z Gwardią Koszalin, który był zaplanowany na najbliższą sobotę. Dzięki temu zespół może spokojnie przygotowywać się do wyjazdowej potyczki z Wartą (14 października, godz. 15).
Wolnego weekendu nie będą mieli zawodnicy ŁKS. Podopieczni Robaszka w sobotę 7 października podejmą Wisłę Puławy. Spotkanie rozpocznie się o godz. 15.
Foto: gksbelchatow.com













