Dopiero po ostatniej kolejce sezonu dowiemy się, kto wygra rozgrywki grupy I trzeciej ligi. Przed decydującą serią spotkań w walce o awans do wyższej klasy rozgrywkowej nadal liczą się dwie ekipy – Widzew i Lechia Tomaszów Mazowiecki. Bezpośrednie starcie tych drużyn nic nie wyjaśniło. Mecz na stadionie przy al. Piłsudskiego 138 zakończył się bezbramkowym remisem, po którym czołowa dwójka ma na koncie po 71 punktów. O końcowy sukces ekipy prowadzone przez Franciszka Smudę i Bogdana Jóźwiaka będą walczyły z drużynami broniącymi się przed spadkiem. Widzew zagra w Ostródzie z Sokołem, a Lechia podejmie MKS Ełk.
W tej chwili pewne jest jedno. Bez względu na wyniki ostatniej kolejki Łódzki Związek Piłki Nożnej będzie miał kolejnego reprezentanta na centralnym szczeblu rozgrywek, gdyż całe podium w grupie I jest zajęte przez zespoły z naszego regionu. Na trzeciej pozycji zakończy rywalizację Sokół Konsport Aleksandrów Łódzki, który po jesiennej części sezonu był na szczycie tabeli. Teraz do czołowej dwójki ma pięć punktów straty i cztery oczka przewagi nad czwartą Polonią Warszawa. Końcowa kolejność na miejscach numer 1 i 2 nadal nie jest jednak ustalona, więc w sobotę wszystkie oczy i uszy będą skierowane na Ostródę i Tomaszów, gdzie aż cztery drużyny będą grały o bardzo wysoką stawkę.
Nie da się jednak ukryć, że największa presja ciążyć będzie na zawodnikach Widzewa, którzy rozpoczynali sezon w roli zdecydowanego faworyta. Fani ekipy z al. Piłsudskiego byli skłonni zakładać się o wysokie stawki, że ich ulubieńcy zdominują ligę i już w połowie wiosny będą świętowali awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Nic takiego nie miało jednak miejsca, a wraz ze zbliżającym się końcem rozgrywek do klubowej atmosfery zaczęła się wkradać nerwowość. Przed końcem maja firma Murapol poinformowała, że rezygnuje z przejęcia Widzewa, a w pierwszej czerwcowej kolejce zespół bezbramkowo zremisował w Łomży z ŁKS 1926 i dał się dogonić Lechii. Mimo tych problemów kibice Widzewa wierzyli, że przy al. Piłsudskiego ich ulubieńcy ograją ekipę z Tomaszowa i tym samym przypieczętują awans do 2. ligi. Z tej okazji zaplanowano nawet uroczystą fetę na łódzkim Placu Wolności, na który zawodników i sztab szkoleniowy miał przewieźć otwarty autobus. Święta jednak nie było. Lechia na boisku pokazała, że nie jest gorszym zespołem, a jej wysoka pozycja to nie przypadek. Mało tego. To goście mogli odczuwać niedosyt po bezbramkowym remisie. Podopieczni Jóźwiaka zostawili po sobie dobre wrażenie, a gospodarze na ich tle wypadli blado. Niestety, nie wszyscy byli w stanie pogodzić się z takim obrotem sprawy. Po ostatnim gwizdku sędziego nerwów na wodzy nie utrzymał trener Widzewa, który nie podał ręki szkoleniowcowi Lechii i słownie go obraził. Na konferencji prasowej nie było możliwości wyjaśnienia sprawy, gdyż były selekcjoner reprezentacji Polski od dłuższego czasu na spotkania z dziennikarzami wysyła swojego asystenta Marcina Broniszewskiego. Po tym zdarzeniu na Smudę wylała się fala krytyki, która chyba trochę otrzeźwiła widzewskiego szkoleniowca. Kilkadziesiąt godzin po incydencie negatywny bohater za pośrednictwem jednego z portali internetowych tłumaczył, że w ostatnim okresie nawarstwiło się wiele problemów, po których puściły mu nerwy. Przeprosił za swoje zachowanie i zapowiedział, że zadzwoni do Jóźwiaka, który przed laty był jego podopiecznym w Widzewie.
Trener Lechii tuż po meczu nie chciał się rozwodzić nad przykrym dla siebie zdarzeniem. Powiedział jedynie, że nawet jeśli się przegrywa, to trzeba mieć w sobie pokorę. – Życzę trenerowi Smudzie dużo zdrowia – dodał szkoleniowiec Lechii. Odnosząc się do samego meczu stwierdził natomiast, że jego drużyna może odczuwać lekkie rozczarowanie. – Dziękuję drużynie, że wytrzymała ciśnienie, bo trudno grać raz do roku przy takiej widowni. Byliśmy zespołem lepszym i stworzyliśmy klarowniejsze sytuacje. Widzew poza pojedynczymi zrywami i stałymi fragmentami nie zagroził nam. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji. Gdybyśmy to zrobili, to już bylibyśmy w niebie, a tak walka trwa dalej – podsumował Jóźwiak. Zastępujący Smudę Broniszewski podkreślił natomiast, że gospodarze rozegrali dramatycznie słaby mecz. – Nie graliśmy w piłkę, nie tworzyliśmy sytuacji i daliśmy się zdominować w środkowej strefie boiska. Nie chcę zrzucać tego na presję, bo jak ktoś sobie z nią nie radzi, to musi zmienić zawód – powiedział Broniszewski.
Po meczu z Lechią ciśnienie jednak nie spadło. Wręcz przeciwnie. Do zakończenia rozgrywek pozostała jedna kolejka, więc nie ma już miejsca na błędy. Kto się pomyli, ten zamiast smaku szampana poczuje gorycz porażki. Scenariuszy jest kilka, jednak w tej chwili trudno przewidzieć, który zostanie zrealizowany. Wiadomo, że jeśli Widzew i Lechia zdobędą taką samą liczbę punktów, to awans wywalczy zespół z Piłsudskiego. W innych przypadkach cieszyć się będzie ten, kto wygra korespondencyjny pojedynek. Szanse są równe, choć tym razem atut własnego boiska będzie po stronie tomaszowian. Zespół Jóźwiaka podejmie dwunasty w tabeli MKS Ełk, który ma tyle samo punktów (39), co czternasty Sokół Ostróda, który po zwycięstwie 2:0 z Wartą w Sieradzu wydostał się ze strefy spadkowej. I nie chce do niej wrócić.
- Nie boimy się Widzewa. Przed meczem z Wartą powiedziałem chłopakom, że mamy przed sobą dwa finały, które musimy wygrać. Cała trzecia liga wygląda tak, że kto odpuści, ten przegrywa. My nie odpuścimy. Przyszedłem do Ostródy nie po to, żeby spaść do czwartej ligi, ale żeby zrobić drugą. Zespół gra więc o swój byt, bo jeśli nie zdoła się utrzymać, to nie będzie można wiązać z tymi zawodnikami nadziei na przyszłość. Znamy sytuację w tabeli, więc interesują nas tylko trzy punkty. Mam pomysł na spotkanie z Widzewem, o którym myślałem już od momentu przyjścia do Ostródy. To dla każdego trenera satysfakcja móc grać z taką drużyną. Miałem przyjemność wspólnie z Petrem Nemcem trenować drużynę Widzewa i pomóc jej utrzymać się w ekstraklasie. Jakiś sentyment został, więc liczyłem, że w przedostatniej kolejce załatwią sobie awans. Nie udało się i mają teraz problem. My chcemy z nimi wygrać – powiedział po zwycięstwie w Sieradzu trener Sokoła Jarosław Kotas.
Szkoleniowiec z Ostródy był w znacznie lepszym nastroju niż Dariusz Bratkowski z Warty, która od dłuższego czasu nie ma już szansy na utrzymanie. Z własną publicznością sieradzanie chcieli się jednak pożegnać zwycięstwem, jednak nie udało im się ograć Sokoła. - Mieliśmy kontrolę nad meczem i stwarzaliśmy sobie sytuacje, które trzeba wykorzystać. Organizacja gry i rozgrywanie piłki nie sprawiają nam większego problemu, ale słaba skuteczność jest naszą bolączką. To główna przyczyna porażek – podsumował Bratkowski. Jego zespół pożegna się z III ligą w Sulejówku, gdzie zagra z Victorią.
Na własnych boiskach sezon zakończą natomiast ekipy z Aleksandrowa Łódzkiego i Łowicza. Sokół Konsport po wyjazdowym zwycięstwie 4:1 z Finishparkietem Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie podejmie Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Pelikan z kolei w starciu z Huraganem Morąg będzie się starał zrehabilitować za przegraną 1:3 z Olimpią w Zambrowie. – W tym meczu byliśmy przede wszystkim za mało agresywni, graliśmy za daleko od przeciwnika. Bramki, jakie straciliśmy praktycznie nie zdarzają się nawet na czwartoligowych boiskach – podsumował trener Piotr Gawlik, który po zwolnieniu Marcina Płuski objął opiekę nad zespołem Pelikana.
Wszystkie mecze 34. kolejki grupy I trzeciej ligi mają się rozpocząć 16 czerwca o godz. 17.
Foto: lechia1923.pl













