Do zakończenia drugoligowych rozgrywek pozostały trzy kolejki, jednak kilka zespołów ma jeszcze do rozegrania zaległe spotkania. W tej grupie są obie ekipy z województwa łódzkiego, które w rundzie wiosennej regularnie zawodzą. Zespoły Łódzkiego Klubu Sportowego i PGE GKS Bełchatów w tym roku rozegrały po jedenaście spotkań, w których zdobyły odpowiednio 15 i 13 punktów. Z takim dorobkiem w tabeli wiosny łódzka ekipa zajmuje jedenaste miejsce, a bełchatowska – dwunaste. Jedynym pocieszeniem może być fakt, że mimo słabej postawy ekipa z al. Unii nadal zajmuje lokatę gwarantującą bezpośredni awans na zaplecze ekstraklasy. W przypadku PGE GKS pozytywów praktycznie nie ma…
- Sami sobie zgotowaliśmy ten los – powiedział trener bełchatowian Artur Derbin po porażce w Kluczborku, gdzie jego podopieczni przegrali 0:1 z trzecim od końca MKS. Goście w tym meczu stracili gola w 87. minucie, a po spotkaniu zaczęli niespokojnie zerkać w tabelę. Trudno się jednak dziwić, skoro w tej chwili mają już tylko cztery punkty przewagi nad strefą spadkową. Gdy zestawimy to z przedsezonowymi prognozami, w których PGE GKS był stawiany w gronie faworytów do awansu, to będziemy mieli pełne podsumowanie nieudanego sezonu. Sezonu, który jednak jeszcze trwa. – Musimy zachować trochę spokoju i zacząć punktować, bo to jeszcze nie koniec – zauważył Derbin.
W środę o godz. 19 jego zespół rozpocznie w Bełchatowie zaległy mecz 22. kolejki, w którym zmierzy się z prowadzącym w rozgrywkach GKS 1962 Jastrzębie. Chimerycznie grający gospodarze w normalnych warunkach przed takim spotkaniem mogliby czuć obawę, jednak aktualnie powinni chyba dziękować opaczności, że przyszło im grać z liderem. Zespół z Jastrzębia wiosną spisuje się bowiem niewiele lepiej od naszych drużyn (15 pkt. w 10 meczach), a w trzech ostatnio rozegranych spotkaniach nie zdobył żadnego punktu! Jeśli więc z tak dysponowanym przeciwnikiem bełchatowianie nie zdołają nic ugrać, to końcówka sezonu może być dla nich naprawdę nerwowa. Myśląc o korzystnym wyniku w meczu z GKS 1962 gospodarze będą jednak musieli zagrać inaczej niż w Kluczborku, gdzie zabrakło im nie tylko argumentów czysto piłkarskich. – Kibice mieli obejrzeć mecz drużyn walczących o życie, ale tak na dobrą sprawę grał o nie chyba tylko jeden zespół. I wygrał ten, który był bardziej zdeterminowany. Mogę mieć pretensje do moich zawodników o drugą połowę, w której zabrakło zawodnika potrafiącego w ciężkim momencie przetrzymać piłkę lub wymusić jakiś faul, co dałoby drużynie chwilę oddechu. Dodatkowo w niektórych momentach sami nakręcaliśmy przeciwnika do ataków – podsumował Derbin.
W 31. kolejce równie źle zaprezentowali się gracze ŁKS, którzy pod Wawelem przegrali z Garbarnią 1:2. I nie był to przypadek. Wystarczy zestawić 15 wiosennych punktów łodzian z 25 krakowskiej ekipy, by uświadomić sobie, że w tej części sezonu to Garbarnia jest znacznie skuteczniejszą ekipą. Ten zespół otwiera zresztą tabelę wiosny, a w tej całosezonowej jest na piątej pozycji i realnie może myśleć nie tylko o miejscu barażowym. Do trzeciego ŁKS i czwartego Radomiaka zespół z Małopolski traci cztery punkty, a w środę zagra z ostatnią w tabeli Legionovią Legionowo. Jeśli wygra, to do jednego oczka zmniejszy dystans do ekipy z Radomia, która rozegrała już 31 spotkań. ŁKS grał 30 razy, a zaległości będzie odrabiał w środę w Stargardzie, gdzie o godz. 17 rozpocznie mecz z Błękitnymi. Do tego spotkania goście przystąpią bez kilku podstawowych do tej pory zawodników, którzy muszą pauzować za kartki. Wśród nieobecnych będzie Patryk Bryła, który już w pierwszej połowie bezsensownym atakiem na bramkarza Garbarni zapracował na drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę.
Być może jednak wymuszone zmiany wyjdą drużynie na dobre? Do tej pory ŁKS grał bowiem tak, jak przed rokiem, gdy w rundzie wiosennej zaprzepaścił dorobek z jesieni i stracił pierwsze miejsce w grupie I trzeciej ligi. Mimo słabej postawy wielu zawodników trenerzy Wojciech Robaszek i Jacek Janowski niechętnie korzystali z graczy rezerwowych. Teraz będą musieli kilku z nich wstawić do wyjściowej jedenastki. – Do Stargardu pojedziemy najlepszą osiemnastką, a na boisko wyjdzie z kolei najlepsza jedenastka. Jestem pewny, że zmiennicy zagrają tak dobrze jak ich koledzy, a może jeszcze lepiej – powiedział Janowski. W kontekście tej wypowiedzi można się jedynie zastanawiać, dlaczego piłkarze mogący zagrać lepiej od dotychczasowych pewniaków spędzili niemal całą wiosnę na ławce rezerwowych?
Foto: lkslodz.pl













