W grupie I trzeciej ligi nie ma już drużyny z kompletem punktów. Bardzo blisko czwartego zwycięstwa w sezonie była Lechia Tomaszów Mazowiecki, która na kilkadziesiąt sekund przed końcem meczu prowadziła 1:0 z Ursusem w Warszawie. Niestety, w czwartej minucie doliczonego czasu gry gospodarze strzelili gola i mecz zakończył się remisem. Żadnego punktu nie zdobył natomiast dotychczasowy lider z Aleksandrowa Łódzkiego. Sokół przegrał u siebie 0:2 z Widzewem i w tabeli został wyprzedzony przez ekipę z al. Piłsudskiego oraz trzy inne zespoły. Pierwsze zwycięstwo w tym sezonie odniosła Warta Sieradz. Wygraną 2:1 z MKS Ełk sieradzanie zakończyli serię czterech spotkań wyjazdowych. Trzy punkty z boiska rywali przywiózł również Pelikan Łowicz, który wygrał 2:0 z GKS Wikielec.
- Jeżeli ktoś zobaczy wynik i przeczyta, że Widzew nie wykorzystał jeszcze rzutu karnego, to pomyśli, że był to dla niego łatwy mecz. Tymczasem rywale prawie przez 70 minut mieli problem, żeby stworzyć sobie sytuacje pod naszą bramką. Mimo porażki jestem dumny ze swoich zawodników. Wielu z nich przed meczem było jeszcze w pracy, a mimo to dali z siebie wszystko. Jestem przekonany, że po tym spotkaniu nasza siła nie spadnie – mówił po starciu z Widzewem trener Sokoła Piotr Kupka.
Wspomniany przez niego rzut karny w 64. minucie wykonywał Mateusz Michalski, ale przegrał pojedynek z Michałem Brudnickim. Chwilę wcześniej Kamil Żylski posłał piłkę do widzewskiej bramki, jednak arbiter uznał, że zawodnik gospodarzy był na spalonym. Gdy kibice obu drużyn powoli oswajali się już z bezbramkowym remisem Michał Miller perfekcyjnie wykonał rzut wolny. Po jego uderzeniu piłka trafiła w okienko aleksandrowskiej bramki i na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry goście objęli prowadzenie. Wynik meczu został ustalony tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Pechowym strzelcem gola był Damian Pawlak. Obrońca Sokoła po zagraniu Michalskiego skierował piłkę do własnej siatki. Z takiej końcówki bardzo zadowolony był trener Widzewa Franciszek Smuda.
- To nie był dla nas spacerek. Słyszałem z opowiadań, że Aleksandrów to trudny teren dla Widzewa, ale chciałem, by zespół uwierzył w siebie i przełamał złą passę na wyjazdach. Po niestrzelonym rzucie karnym wiele myśli chodziło mi po głowie. Drużyna była jednak żądna zwycięstwa i pokazała, że ma charakter – powiedział Smuda.
Potknięcie lidera wykorzystała Lechia, która jednak nie była usatysfakcjonowana wyjazdowym remisem z Ursusem Warszawa. Goście objęli prowadzenie w 82. minucie, gdy po rzucie rożnym dośrodkowanie Kamila Szymczaka na gola zamienił Tomasz Płonka. Wszystko wskazywało na to, że ten gol da Lechii czwarte zwycięstwo w tym sezonie. Tak się jednak nie stało. Podopieczni Bogdana Jóźwiaka w końcówce dali się zaskoczyć gospodarzom i w czwartej minucie doliczonego czasu gry stracili bramkę i dwa punkty. Katem przyjezdnych okazał się Przemysław Sztybrych, który strzałem głową pokonał Dawida Kędrę.
- Szkoda punktów, które straciliśmy w 94 minucie, po indywidualnym błędzie. Pierwsza połowa była wyrównana, może nawet z optyczną przewagą Ursusa. W drugiej potrafiliśmy jednak wychodzić do fajnych akcji i strzeliliśmy bramkę. To trzeba było utrzymać. Tym bardziej, że mieliśmy jeszcze ze dwie dobre kontry. Poza wrzutkami, które szybko przecinaliśmy, Ursusa nie stworzył praktycznie żadnej groźnej sytuacji. Tym bardziej boli strata dwóch punktów. Mamy ich teraz dziesięć. Przed sezonem z pewnością uznalibyśmy to za bardzo dobry wynik – powiedział Jóźwiak.
Cztery oczka mniej zdobyli do tej pory zawodnicy Pelikana, którzy na wyjeździe wygrali z GKS Wikielec. Dla zamykającego tabelę beniaminka była to czwarta porażka z rzędu. Przyjezdni na zwycięstwo musieli jednak solidnie zapracować. W pierwszej połowie od straty gola uratowała ich poprzeczka, a prowadzenie objęli dopiero w 72. minucie. Po sporym zamieszaniu w polu karnym GKS bezpańską piłkę przejął Przemysław Bella i posłał ją do pustej bramki. Gospodarze liczyli jeszcze na to, że sędzia gola nie uzna i odgwiżdże faul na bramkarzu, jednak nic takiego się nie stało. Wynik na 2:0 dla Pelikana w piątej minucie doliczonego czasu gry ustalił Robert Kowalczyk.
- Ten mecz to była prawdziwa walka wręcz, podczas której nikt nie odpuszczał. Sytuacja uspokoiła się dopiero po pierwszej bramce. Skupiliśmy się wówczas na obronie wyniku i czekaliśmy na szybką kontrę. Zespół z Wikielca rozegrał dobre spotkanie. Grali bardzo czujnie w defensywie i mieliśmy sporo problemów, by sforsować ich linię obronną. Gospodarze też bardzo groźnie kontratakowali i w pierwszej połowie mogli nawet zdobyć gola – podsumował trener Pelikana Marcin Płuska.
W minionej kolejce powody do zadowolenia miał również szkoleniowiec Warty Sieradz Łukasz Markiewicz. W Ełku jego zespół nie tylko zakończył serię czterech spotkań wyjazdowych, ale przede wszystkim wywalczył pierwsze w tym sezonie trzy punkty. Sukces rodził się jednak w bólach. Chcąc jak najlepiej przygotować się do starcia z MKS sieradzanie wyjechali do Ełku dzień przed meczem. Nie spodziewali się jednak, że zamiast w hotelu, większą część nocy przyjdzie im spędzić w autokarze. Wszystko przez awarię pojazdu, którym podróżowali. Na szczęście ta przygoda nie wpłynęła na ich dyspozycję. Już w 6. minucie Marcin Kobierski strzelił gola dla Warty i goście mogli grać spokojniej. W 90. minucie drugą bramkę dla przyjezdnych zdobył Dominik Cukiernik i sieradzanie zaczęli świętować pierwsze zwycięstwo. Chwilę dekoncentracji wykorzystali rywale, zdobywając w doliczonym czasie gry kontaktowego gola. Trzech punktów przyjezdni jednak już nie oddali.
- Po trzech meczach nasza sytuacja była bardzo trudna. Mieliśmy zaledwie jeden punkt, więc do Ełku przyjechaliśmy po zwycięstwo. Wyrwaliśmy trzy punkty gospodarzom i bardzo nas to cieszy. Cały zespół zasługuje na pochwały, bo do meczu przystąpiliśmy po nieprzespanej nocy. Dopiero o czwartej nad ranem dotarliśmy do hotelu, jednak mimo to moi zawodnicy pokazali, że potrafią grać w piłkę – powiedział Markiewicz.
Sieradzanie do domów wrócili w czwartek rano, a część zawodników po podróży czekał jeszcze normalny dzień w pracy. Z tego powodu na pierwszym i jedynym treningu przed następnym meczem zespół spotka się dopiero w piątek. W sobotę po raz pierwszy w tym sezonie Warta wystąpi na własnym stadionie (godz. 17). Otwarcie obiektu po pracach modernizacyjnych będzie z pewnością atrakcyjne dla kibiców. Do Sieradza przyjadą bowiem rezerwy warszawskiej Legii, które w trzech poprzednich kolejkach zgarnęły komplet punktów, aplikując rywalom dwanaście goli, a tracąc tylko jednego.
Legia II jest na trzecim miejscu w tabeli i ma tyle samo punktów (9), co czwarty Widzew i piąty Sokół. Liderem rozgrywek jest Lechia, mająca 10 pkt. Takim samym dorobkiem legitymuje się Finishparkiet Drwęca. Zespół z Nowego Miasta Lubawskiego w niedzielę (godz. 11) będzie w Tomaszowie Mazowieckim walczył o punkty z Lechią. Kwadrans później rozpocznie się mecz w Łowiczu, gdzie Pelikan podejmie Sokoła. W sobotę o godz. 19.10 na stadionie przy al. Piłsudskiego spotkają się natomiast Widzew i MKS Ełk.
Foto: tssokol.pl













